Mafia pogrzebowa w Łodzi
Pani Ewa Jastrzębska z Tuszyna koło Łodzi pół roku temu chowała swojego brata, Jerzego. Był to pogrzeb, który zapamięta do końca życia. Jednak nie z racji śmierci, lecz dzięki zakładowi pogrzebowemu, który działał w przyszpitalnym prosektorium.
Brat pani Ewy był osobą bezdomną. Był chory na serce. Umarł w karetce pogotowia. Przy zmarłym bracie pani Ewy nie znaleziono żadnych dokumentów. Dlatego trafił do Zakładu Medycyny Sądowej przy ulicy Sędziowskiej w Łodzi.
Policja odszukała jego rodzinę dopiero po kilku dniach. Pani Ewa przyjechała, by zidentyfikować zwłoki. Zapłaciła za ich przygotowanie do pochówku: umycie i ubranie.
Pani Ewa wpadła jednak w pułapkę. Powierzając zwłoki brata była przekonana, że płaci technikowi sekcyjnemu, a więc szpitalowi. Zapłaciła biznesmenowi.
Mirosław K. pracując w przyszpitalnym prosektorium jednocześnie wynajmował jego część i prowadził prywatną działalność - usługi pogrzebowe.
Wróćmy jednak do zwłok brata pani Ewy. To co odkrył pracownik zakładu zszokowało wszystkich. Gdy otworzono trumnę okazało się, że zwłoki brata pani Ewy nie są umyte i - co najważniejsze - zapakowano je do plastikowego worka.
Tak do pogrzebu zwłoki pana Jerzego przygotował technik sekcyjny Mirosław K. Dziś tłumaczy, że obawiał się, że zarażenia chorobą zakaźną i dlatego zapakował zwłoki w podwójny worek.
Nierzetelnych techników sekcyjnych pani Ewa podała do sądu. Pod koniec maja zaczyna się proces. Technik nie prowadzi już co prawda firmy pogrzebowej w szpitalu, ale nadal w nim pracuje.
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba (Telewizja Polsat)