Masakra w Czarnej Górnej
Zabił sąsiada i bratową, potem sam strzelił sobie w głowę. Ta makabryczna zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami Czarnej Górnej w Bieszczadach. 44-letni Edward S. zastrzelił sąsiada i bratową. Kilka minut później popełnił samobójstwo. Policjanci badają motywy zbrodni.
Kwietniowy poranek, godzina 8 rano. Edward S. umówił się na parkingu tarasu widokowego koło Polany z kolegą, 42-letnim Aleksandrem S. W trakcie rozmowy wyciągnął broń i strzelił - prosto w głowę ofiary.
Po chwili pojechał do domu brata. Wszedł na posesję i strzelił do 29-letniej bratowej, Katarzyny S.
Przed szaleńcem zdołał uciec jego młodszy brat Grzegorz. Wyskoczył przez okno ze swoją trzyletnią córką. Kilka minut później zabójca wyszedł na podwórko i strzelił sobie w głowę.
- Policja wyjaśnia okoliczności zbrodni. W domu, gdzie mieszkał zabójca i jedna z jego ofiar, znaleziono list, prawdopodobnie napisany przez zabójcę - opowiada Paweł Międlar, z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
W liście podane są motywy działania sprawcy. O nich policja na razie nie chce mówić. Policyjni eksperci sprawdzają, czy to faktycznie zabójca napisał list.
- Jeżeli to on napisał ten list, to znaczy, że wszystko sobie zaplanował i dobrze się do tego przygotował - informuje Paweł Międlar, z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
Mieszkańcy Czarnej niechętnie mówią o dramacie. Nie mogą zrozumieć, dlaczego w ich spokojnej do tej pory, małej turystycznej miejscowości doszło do tak potwornych morderstw. Nie mogą otrząsnąć się po tragedii.
- Nikt z nas nie przypuszczał, że dojdzie do tragedii. To były bardzo spokojne rodziny. Zawsze widywano ich w kościele. Wszyscy jesteśmy w szoku - mówi Marcin Rogacki, wójt gminy Czarna.
Sprawca morderstw, Edward S. był kawalerem. Niedawno wrócił z pracy we Włoszech. Razem z najbliższymi spędził święta wielkanocne, modlił się w kościele. Co skłoniło go do tak desperackich czynów? Skąd miał broń? Dlaczego zabił? *
* skrót materiału
Reporter: Aleksandra Piotrowska