Nie żyje przez lekarzy?
- Jakby miał fachową opiekę, to by żył. Tam nikt się nim nie zainteresował. Człowiek z ciężkim urazem głowy wyszedł ze szpitala, jak gdyby nigdy nic - mówi Natalia Stecyk, której ojciec zmarł dzień po wizycie w szpitalu. Kobieta nie potrafi zrozumieć dlaczego lekarz pozwolił mu wrócić do domu w tak ciężkim stanie.
Pan Marek był zdrowym, 53 - letnim mężczyzną. Dwa miesiące temu wyszedł po południu z domu. Przechodząc ulicą, nagle stracił przytomność. Upadł uderzając głową w krawężnik.
Pani Natalia poszła na miejsce wypadku. Okazało się, że przy ojcu była już policja i miejscowa lekarka.
Mężczyznę karetką przewieziono do izby przyjęć szpitala w Nisku. Po kilku godzinach córka pana Marka zadzwoniła tam, aby sprawdzić, co dzieje się z jej ojcem. Usłyszała, że ojca już tam nie ma. Nie przyszedł również do domu.
- O godzinie 22. zadzwonił telefon i pani z izby przyjęć powiedziała, że ojciec się znalazł. Jest w szpitalu i mam po niego przyjechać - mówi pani Natalia.
- Jeżeli jest wstrząśnienie mózgu i zaburzenie świadomości, zawsze należy chorego obserwować przynajmniej kilka dni po to, aby wykluczyć następstwa urazu - twierdzi Piotr Małek, ze Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie.
Nie podejrzewając niczego złego, pani Natalia zabrała ojca do domu. Była przekonana, że lekarze wypuszczając pacjenta ze szpitala wiedzą, co robią.
Nad ranem następnego dnia pan Marek zmarł. Jego córka zażądała przeprowadzenia sekcji zwłok. Wyniki były szokujące.
- Biegły w zakresie medycyny sądowej stwierdził, że przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa - informuje Bożena Okleja z Prokuratury Rejonowej w Nisku.
Poszliśmy do szpitala w Nisku, w którym przebywał pan Marek. Dyrekcja nie chciała jednak z nami rozmawiać o badaniach, jakie wtedy przeprowadzono.
Rodzina nie może pogodzić się ze śmiercią pana Marka. Córka ma wiele zastrzeżeń do postępowania lekarzy. Złożyła doniesienie do prokuratury. W czasie postępowania okazało się, że w dokumentacji szpitalnej widnieje zapis o przeprowadzeniu badania RTG. W karcie informacyjnej pacjenta takiej adnotacji nie było. *
* skrót materiału
Reporter: Olga Hałabud