Odpuścili mordercy!
Szok. Gwałciciel i zabójca może czuć się bezpieczny! Prokuratura w Łodzi umorzyła śledztwo w sprawie brutalnego zabójstwa dwudziestoletniej Ewy. Cztery lata temu znaleziono jej ciało w lesie niedaleko Łodzi. Siedziała oparta o drzewo. Na głowie miała kaptur. Na szyi linę. Przed śmiercią została zgwałcona. Niestety, mordercy do dziś nie odnaleziono. Co więcej, prokurator poddał się i z braku dowodów umorzył sprawę.
- Pozostało mi tylko przychodzić na cmentarz i rozmawiać z Ewą. Nie wiem, czy ona mnie słyszy, ale często opowiadam jej, co się w domu stało, jak u mnie w pracy. Nie mogę nic więcej - rozpacza Marek Kmita, ojciec zamordowanej Ewy.
Marek Kmita nigdy nie pogodzi się ze śmiercią swojej 20-letniej córki Ewy. Młoda, zawsze uśmiechnięta. Cztery lata temu wyjechała na rowerze do apteki po lekarstwa. Wybrała skrót - polną drogę blisko lasu.
- Jak dzieci są za bardzo rozrywkowe to chodzą po nocach na dyskoteki. Wiadomo, rodzice się boją. A tutaj w biały, słoneczny dzień coś takiego się stało. Nie wróciła już - mówi Mirosława Kmita, matka zamordowanej Ewy.
Zaniepokojeni rodzice już po kilku godzinach zaczęli poszukiwania. Na własną rękę. Ewę znaleziono w lesie. Niestety na ratunek było za późno.
To prawdopodobny przebieg wydarzeń: wrześniowy dzień, godzina piętnasta. Ewa jedzie polną drogą. Prawdopodobnie na jej drodze staje przyszły oprawca. Nie wiadomo, czy Ewa go zna. Nie wiadomo, czy się broni. Wiadomo jednak, że przed śmiercią zostaje zgwałcona. Pierwsza wersja prokuratury jest jednak inna.
- Z tego, co pamiętam, to początkowo lekarz będący na miejscu wykluczył udział osób trzecich. Śledztwo był prowadzone w kierunku artykułu 155, czyli samobójstwa - informuje Henryk Skalski z Prokuratury Rejonowej Łódź - Górna.
W tę wersję nie uwierzyli rodzice Ewy. I po kilku tygodniach okazało się, że to oni mieli rację. To było zabójstwo. Według nich od początku śledztwo nie było prowadzone właściwie. Twierdzą, że prokurator nie dopilnował zabezpieczenia śladów. Nie zlecił nawet zbadania ubrań, które tego dnia dziewczyna miała na sobie.
- Jak odbieraliśmy ciało córki, to spytano nas czy bierzemy jej ubranie, czy ma być spalone. Chcieliśmy je obejrzeć i od tego się zaczęło. Jak zobaczyliśmy, jak to ubranie wygląda, to przekazaliśmy je policji - opowiada Marek Kmita, ojciec zamordowanej Ewy.
- Po zbadaniu ubrania został wyodrębniony ślad biologiczny męski i na podstawie tego śladu wyodrębniono kod DNA mężczyzny, którego do chwili obecnej nie odnaleziono - informuje Henryk Skalski z Prokuratury Rejonowej Łódź - Górna.
Mimo, że od tragedii minęły 4 lata, mordercy Ewy do dziś nie odnaleziono. Co więcej, mimo licznych odwołań rodziców dziewczyny prokurator sprawę umorzył.
- Zdecydowanie jest to porażka. Jest to w moim przypadku pierwszy raz, kiedy nie udało się sprawcy takiej zbrodni ustalić i ukarać. Czekamy na kolejne potknięcie, które doprowadzi nas do niego - mówi Henryk Skalski z Prokuratury Rejonowej Łódź - Górna.
Najbliżsi Ewy nadal mają nadzieję że morderca ich córki zostanie złapany. Każdą informację przekazują policji. Wierzą też, że zgłoszą się świadkowie. *
* skrót materiału
Reporter: Katarzyna Betcher (Telewizja Polsat)
Marek Kmita nigdy nie pogodzi się ze śmiercią swojej 20-letniej córki Ewy. Młoda, zawsze uśmiechnięta. Cztery lata temu wyjechała na rowerze do apteki po lekarstwa. Wybrała skrót - polną drogę blisko lasu.
- Jak dzieci są za bardzo rozrywkowe to chodzą po nocach na dyskoteki. Wiadomo, rodzice się boją. A tutaj w biały, słoneczny dzień coś takiego się stało. Nie wróciła już - mówi Mirosława Kmita, matka zamordowanej Ewy.
Zaniepokojeni rodzice już po kilku godzinach zaczęli poszukiwania. Na własną rękę. Ewę znaleziono w lesie. Niestety na ratunek było za późno.
To prawdopodobny przebieg wydarzeń: wrześniowy dzień, godzina piętnasta. Ewa jedzie polną drogą. Prawdopodobnie na jej drodze staje przyszły oprawca. Nie wiadomo, czy Ewa go zna. Nie wiadomo, czy się broni. Wiadomo jednak, że przed śmiercią zostaje zgwałcona. Pierwsza wersja prokuratury jest jednak inna.
- Z tego, co pamiętam, to początkowo lekarz będący na miejscu wykluczył udział osób trzecich. Śledztwo był prowadzone w kierunku artykułu 155, czyli samobójstwa - informuje Henryk Skalski z Prokuratury Rejonowej Łódź - Górna.
W tę wersję nie uwierzyli rodzice Ewy. I po kilku tygodniach okazało się, że to oni mieli rację. To było zabójstwo. Według nich od początku śledztwo nie było prowadzone właściwie. Twierdzą, że prokurator nie dopilnował zabezpieczenia śladów. Nie zlecił nawet zbadania ubrań, które tego dnia dziewczyna miała na sobie.
- Jak odbieraliśmy ciało córki, to spytano nas czy bierzemy jej ubranie, czy ma być spalone. Chcieliśmy je obejrzeć i od tego się zaczęło. Jak zobaczyliśmy, jak to ubranie wygląda, to przekazaliśmy je policji - opowiada Marek Kmita, ojciec zamordowanej Ewy.
- Po zbadaniu ubrania został wyodrębniony ślad biologiczny męski i na podstawie tego śladu wyodrębniono kod DNA mężczyzny, którego do chwili obecnej nie odnaleziono - informuje Henryk Skalski z Prokuratury Rejonowej Łódź - Górna.
Mimo, że od tragedii minęły 4 lata, mordercy Ewy do dziś nie odnaleziono. Co więcej, mimo licznych odwołań rodziców dziewczyny prokurator sprawę umorzył.
- Zdecydowanie jest to porażka. Jest to w moim przypadku pierwszy raz, kiedy nie udało się sprawcy takiej zbrodni ustalić i ukarać. Czekamy na kolejne potknięcie, które doprowadzi nas do niego - mówi Henryk Skalski z Prokuratury Rejonowej Łódź - Górna.
Najbliżsi Ewy nadal mają nadzieję że morderca ich córki zostanie złapany. Każdą informację przekazują policji. Wierzą też, że zgłoszą się świadkowie. *
* skrót materiału
Reporter: Katarzyna Betcher (Telewizja Polsat)