Pochowano go w worku
Przemysław Ryszewski miał 30 lat. Mieszkał z rodzicami w Luboniu, małym mieście koło Poznania. Niespełna rok temu, 9 lipca, wybrał się nad Wartę na ryby. Już nie wrócił. Zwłoki Przemka rybacy znaleźli po trzech dniach. Prawie dziesięć kilometrów od miejsca, w którym zaginął.
Biegli z zakładu medycyny sądowej ustalili, że śmierć nastąpiła "poprzez gwałtowne uduszenie". Znany jasnowidz uważa, że Przemka zabili trzej mężczyźni. Po identyfikacji zwłok pani Ewa postanowiła, że trumna nie będzie otwierana. Przygotowanie pogrzebu zleciła miejscowemu zakładowi pogrzebowemu.
Właściciel zakładu Krzysztof W., pobrał za przygotowanie zwłok do pochówku 240 złotych. Miał za to umyć i ubrać Przemka. Na cmentarz dojechał spóźniony. Gdy rodzina chciała jednak otworzyć trumnę, nie chciał nawet o tym słyszeć. Po silnych namowach wieko trumny otworzono. To co zobaczyła pani Ewa było wielkim szokiem. Jej syn był zapakowany w worek. Pikanterii dodaje fakt, że Przemek leżał nagi.
Pani Ewa z córką rozmawiały z Krzysztofem W., cztery miesiące po pogrzebie. Rozmowę nagrały na kasecie magnetofonowej. Biznesmen proponował ekshumację, po to, aby ubrać zwłoki.
Pani Ewa skierowała sprawę do prokuratury. Śledztwo jednak szybko zostało umorzone. Mimo, że prowadząca postępowanie prokurator nazwała zachowanie Krzysztofa W. nagannym i niemoralnym.
Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba (Telewizja Polsat)