Przyczyny zawalenia kamienicy w Łodzi
Przypomnijmy: dwie kobiety zmiażdżone gruzem trzypiętrowego budynku. Pięć osób rannych w szpitalu. To żniwo piątkowej katastrofy budowlanej w Łodzi. Wszystko trwało zaledwie kilka chwil. Trzy kondygnacje pofabrycznego budynku runęły jak domek z kart.
Była tam wtedy - na pierwszym piętrze - pani Barbara, pracownica PZU. Właśnie na moment wróciła do biura, by przejrzeć papiery.
Piętro niżej - na parterze - pracował Grzegorz Stańkiewicz. Wymieniał wtedy okna. Grzegorz pierwszy zauważył pięć godzin przed katastrofą, że na ścianie pojawiły się rysy. Twierdzi, że pęknięcia to efekt pracy operatora ładowarki, który tego dnia sprzątał podwórko obok budynku.
I to wystarczyło prokuratorom. Jerzy D., operator maszyny, odpowie przed sądem. Prokuratura w ekspresowym tempie postawiła mu zarzuty zagrożone karą aż 12 lat więzienia.
Na razie to jedyny oskarżony o spowodowanie katastrofy. Nasuwa się pytanie czy powinien być jedynym? Czy nie ma innych winnych? Z naszych ustaleń wynika bowiem, że jedną z przyczyn katastrofy mógł być zły stan budynku. Prokuratura bada także i to.
Budynek należy do Adama Kawczyńkiego - właściciela kilkunastu nieruchomości w Łodzi. Podczas inspekcji straży pożarnej Kawczyński podkreślał, że zabytkowy budynek był w świetnym stanie. Był, gdy stał.
Zdaniem rzeczoznawcy budowlanego, którego poprosiliśmy o opinię, ekspertyzy mówią jasno: zawalona część budynku już trzy lata temu stanowiła poważne zagrożenie. Zalecenia ekspertów z końca 2002 roku mówiły wyraźnie: trzeba wzmocnić parterową ścianę nośną.
Tragedia wydarzyła się tydzień temu. W środku długiego weekendu, dlatego w tym miejscu przebywało zaledwie kilkanaście osób. Zwykle dziennie przewija się ich tutaj kilkaset.
Reporter: Łukasz Kurtz (Telewizja Polsat)
Piętro niżej - na parterze - pracował Grzegorz Stańkiewicz. Wymieniał wtedy okna. Grzegorz pierwszy zauważył pięć godzin przed katastrofą, że na ścianie pojawiły się rysy. Twierdzi, że pęknięcia to efekt pracy operatora ładowarki, który tego dnia sprzątał podwórko obok budynku.
I to wystarczyło prokuratorom. Jerzy D., operator maszyny, odpowie przed sądem. Prokuratura w ekspresowym tempie postawiła mu zarzuty zagrożone karą aż 12 lat więzienia.
Na razie to jedyny oskarżony o spowodowanie katastrofy. Nasuwa się pytanie czy powinien być jedynym? Czy nie ma innych winnych? Z naszych ustaleń wynika bowiem, że jedną z przyczyn katastrofy mógł być zły stan budynku. Prokuratura bada także i to.
Budynek należy do Adama Kawczyńkiego - właściciela kilkunastu nieruchomości w Łodzi. Podczas inspekcji straży pożarnej Kawczyński podkreślał, że zabytkowy budynek był w świetnym stanie. Był, gdy stał.
Zdaniem rzeczoznawcy budowlanego, którego poprosiliśmy o opinię, ekspertyzy mówią jasno: zawalona część budynku już trzy lata temu stanowiła poważne zagrożenie. Zalecenia ekspertów z końca 2002 roku mówiły wyraźnie: trzeba wzmocnić parterową ścianę nośną.
Tragedia wydarzyła się tydzień temu. W środku długiego weekendu, dlatego w tym miejscu przebywało zaledwie kilkanaście osób. Zwykle dziennie przewija się ich tutaj kilkaset.
Reporter: Łukasz Kurtz (Telewizja Polsat)