TAXI oszuści?

TAXI oszuści?

Uwaga na nieuczciwych taksówkarzy. Za kurs liczą sobie kilka razy więcej niż kierowcy z korporacji taksówkowych. Zaskoczonych klientów potrafią zastraszyć groźbą i krzykiem. Okradają państwo, oszukują ludzi i odbierają pracę uczciwym przewoźnikom.

- Jeżeli ja mogę jeździć uczciwie, uważam, że pozostali też powinni - mówi Józef Łukasiak, warszawski taksówkarz.

Sprawdziliśmy, czym grożą kursy z pseudotaksówkarzami. Prowokacja, którą przeprowadzili na warszawskim lotnisku reporterzy Interwencji i Inspektorzy Transportu Drogowego udowodniła, że niezwykle łatwo jest zostać ofiarą naciągaczy. Za kurs taksówką bez taksometru zapłaciliśmy 140 złotych.  

- To trzykrotnie więcej niż w korporacji taksówkowej. Generalnie ta usługa powinna kosztować w granicach 35 złotych - twierdzi Ryszard Duda z korporacji taksówkowej "Sawa Taxi".

Ceny umowne w taksówce to zwykłe oszustwo. Ale naciągacze nie przebierają w środkach. Groźbą i krzykiem potrafią zastraszyć klientów.

Naciągacze nie grasują jedynie w centrum wielkich miast. Podwarszawskie okolice opanowała grupa tzw. Radomiaków. Jazda z nimi może grozić większym niebezpieczeństwem niż tylko utratą pieniędzy. Dlaczego? Bo nie mają oni żadnych uprawnień do przewozu osób.

- Inspektorzy są w trudnej sytuacji. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić czy pseudotaksówkarze są karani, czy posiadają prawo jazdy i sprawne auto - mówi Paweł Usidus z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.

Przewoźnicy przyłapani przez nas na jawnym naciąganiu - wyparli się wszystkiego. Jeden z nich twierdził nawet, że żadnych pieniędzy nie chciał.

Taksówkarze w Warszawie wiedzą o naciągaczach. To przez nich tracą klientów. Są też wielokrotnie zastraszani i wypędzani z postojów.

- Zdarzają się tacy pseudotaksówkarze, którzy mają swoich naganiaczy, albo sami wychodzą po pasażerów - opowiada Ryszard Duda z korporacji taksówkowej "Sawa Taxi".

Naciągacze są bezkarni. Dlaczego? Bo według prawa osoby prowadzące usługi transportowe - ale nie taksówkowe - nie muszą mieć taksometru. Nie ma taksometru, nie wiadomo więc, ile za kurs trzeba zapłacić. Oficjalnie. Nieoficjalnie bowiem taki kurs z jednej dzielnicy Warszawy do drugiej może kosztować nawet ... kilkaset złotych. *

* skrót materiału

Reporterzy: M. Wojciechowska, B. Jarkiewicz