Eksmisja betanek
Siedmiu komorników, dwustu policjantów, straż pożarna, karetki pogotowia, policyjni negocjatorzy, tłum dziennikarzy? Do operacji eksmisji byłych betanek z domu w Kazimierzu Dolnym szykowano się od tygodni. Dziś rano na teren okupowanego przez siostry klasztoru wszedł komornik w asyście policji.
Jednak rodziny betanek i część mieszkańców Kazimierza chciałyby, aby siostry zostały w domu.
- Trzeba wyciągnąć człowieka, który jest głównym źródłem zła, ojca Romana, bo gdyby nie on, byłoby inaczej - twierdzi jedna z mieszkanek Kazimierza Dolnego.
Godzina 9.00. Komornik podchodzi do bramy domu zakonnego. Byłe zakonnice nie otwierają. Po drabinie wchodzi do środka ślusarz i policjant. Otwierają bramę od środka. Do domu wkraczają komornicy, negocjatorzy i oddział prewencji policji.
- Oni mają zabezpieczyć mienie zajęte przez komornika oraz pomóc przebywającym w klasztorze kobieton - mówi Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji.
W środku znajduje się 65 osób tam zameldowanych - głównie byłe betanki - oraz kilkanaście innych osób - członków rodzin sióstr. Większość przebywa w jednym pomieszczeniu. Siostry śpiewają pieśni religijne. Rozpoczynają się negocjacje. W pogotowiu czekają policjantki - mają pomagać byłym betankom spakować się. W razie oporu - mają je wyprowadzić do podstawionych autokarów.
- Wiemy, że mamy do czynienia z kobietami, musimy szanować ich godność, dlatego jeżeli będą tam policjanci, to będą to kobiety - informuje Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji.
Policjanci przeszukują pomieszczenia klasztoru. W jednym z nich znajdują dwumiesięczne dziecko. Godzina 10.45 na teren klasztoru wjeżdża karetka pogotowia. Wywozi stamtąd dziecko z matką, która - jak okazuje się - nie była zakonnicą.
O 14.00 policjantki wyprowadzają cudzoziemki zza wschodniej granicy, które przebywały w Polsce nielegalnie. Kilka chwil później wszystkie siostry dobrowolnie, ale w asyście policji , opuszczają budynek.
(Telewizja Polsat)