Jak naprawdę zginęła Ania?

Jak naprawdę zginęła Ania?

Ania zginęła potrącona na przejściu dla pieszych. Rodzice dziewczynki twierdzą, że była rozważna. Nie wierzą, by mogła niespodziewanie wtargnąć na szosę. Są oburzeni, bo kierowca, który ją potrącił, zeznaje jako świadek, a nie sprawca.

To był ciepły, majowy dzień. Nic nie zapowiadało tragedii. Ania szła do sklepu po zakupy. Prowadziła rower. Kiedy weszła na przejście dla pieszych, najechał na nią samochód.

Dziewczynka w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Przeszła skomplikowaną operację. Jej stan pogarszał się z minuty na minutę. Lekarze walczyli z czasem.  

- Zanim poszła do sklepu, przytuliła mnie i powiedziała, że mnie kocha. To były jej ostatnie słowa - rozpacza Marlena Gutkowska, matka tragicznie zmarłej Ani.

Samochód, który uderzył w Anię prowadził 19-letni Piotr. Od roku ma prawo jazdy. Chłopak mieszka w oddalonym od Radomia o kilka kilometrów Strzałkowie. Chcieliśmy z nim porozmawiać. Jednak nikt nie otworzył nam drzwi.

Rodzice dziewczynki są oburzeni tym, że kierowca zeznaje jako świadek zdarzenia, a nie jako sprawca. A przecież to przez niego Ania zginęła na pasach.

- Na razie kierowca jest jedynym świadkiem. Jeśli będą inne osoby, które potwierdzą jego relacje lub jej zaprzeczą, wtedy będą mu postawione zarzuty - tłumaczy January Majewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu.

Rodzice i sąsiedzi nie wierzą, że Ania gwałtownie wtargnęła na jezdnię. Podkreślają, że dziewczynka była spokojna, rozsądna i grzeczna. Kiedy brat jeździł na rowerze, pilnowała go. Można było jej zaufać, kiedy zostawała sama na podwórku.

- To było rozsądne dziecko. Zwracała uwagę na swojego braciszka. Jak jechał samochód, to go zganiała z drogi - mówi Waldemar Wójcicki, sąsiad państwa Gutkowskich.

Na ulicy Wolanowskiej w Radomiu od lat dochodzi do wypadków. Osoby, które mieszkają w pobliżu mówią, że to pechowe miejsce, gdzie wiele osób straciło życie. Policja niewiele jednak robi.

Rodzicom Ani został ból, żal i poczucie ogromniej straty. Liczą, że znajdą się świadkowie wypadku. Może ich zeznania wyjaśnią, jak doszło do tragedii? Na razie wszystko wskazuje na to, że sprawca uniknie odpowiedzialności. *

* skrót materiału

Reporter: Aleksandra Piotrowska