Porwany do Wenezueli
Pan Artur Zajączkowski z Warszawy ma 30 lat. Od czterech lat jest żonaty z Katarzyną. Wraz ze swoją żoną wychowują, a raczej wychowywali czteroletniego syna Maksymiliana. Problem pana Artura zaczął się niewinnie.
W ubiegłym roku podłączył internet do domowego komputera. Jego żona, jak twierdziła, dla zabawy zamieściła swoje ogłoszenie towarzyskie na jednym z serwisów internetowych. Tak poznała innego mężczyznę z Wenezueli. Żona pana Artura chciała wyjechać z nowo poznanym mężczyzną za granicę. Razem z małym Maksymilianem.
Pan Artur nie chciał się zgodzić na wyjazd dziecka. Żona postanowiła załatwić tę sprawę w inny sposób. Nielegalny jak się później okazało. Jak twierdzi pan Artur, żonie pomógł jej brat. Zgłosił się do urzędu, podając się za pana Artura. Chciał wyrobić nowy dowód, bo stary rzekomo zgubił. Wniosek o fałszywy dowód przyjęto w Biurze Administracji i Spraw Obywatelskich na warszawskim Ursynowie.
Jak twierdzi pan Artur, pod niego podszył się brat jego żony. Próbujemy dowiedzieć się, jak mogło do tego dojść, że obcej osobie wydano taki dokument. Pani Katarzynie udało się wywieźć dziecko za granicę. Pan Artur zgłosił na policję dwie sprawy: porwanie i wyłudzenie dowodu osobistego. Pan Artur jest załamany. Wciąż czeka na syna. Wciąż także wierzy, że wkrótce go odzyska. Jak na razie po jego synu Maksymilianie nigdzie nie ma śladu. *
*skrót materiału
Reporter: Paulina Łosiewicz