Skandal w łódzkim sądzie
Ofiary lekarza skazanego za pedofilię od lat nie mogą doczekać się sprawiedliwości. Człowiek, który ich skrzywdził, został skazany na pięć lat więzienia, ale wciąż jest na wolności.
Mariusz od dzieciństwa cierpiał na poważne schorzenie wątroby. W 2000 r. chłopak miał zaledwie 15 lat. Trafił do gabinetu doktora Marka K. na badania USG. Oprócz ultrasonografu lekarz do badań używał także dłoni. W jaki sposób?
Mariusz opisał to w liście do przełożonych lekarza z Kliniki Chorób Zakaźnych Akademii Medycznej w Łodzi. - Gdy leżałem, dr K. dotykał mojego członka pobudzając go do erekcji. Dotykał też moich ud, jąder i okolic odbytu ręką oraz końcówką aparatu do USG; przy tym mówił do mnie, że posiadam bardzo dobrą erekcję. Pytał się mnie, kiedy ostatnio miałem wytrysk. Bałem się zwrócić mu uwagę - pisał Mariusz w lutym 2000 roku.
Przełożeni lekarza jednak nie zareagowali. Zamiast tego doradzili Mariuszowi i jego matce ostrożność w "formułowaniu oskarżeń". - Sam ordynator mówił żebyśmy sprawy nie zgłaszali do prokuratury, bo ten lekarz cieszy się bardzo dobrą opinią - wspomina dziś 22-letni Mariusz. - Chcieli to po prostu zataić, żeby tylko odwieźć nas od składania papierów do prokuratury. Dlaczego? No oczywiście ze względu na dobro syna. Żeby choremu dziecku nie dołożyć następnych problemów - mówi wprost pani Teresa, matka Mariusza. Stało się jednak inaczej. Sprawą zajęli się śledczy z Prokuratury Rejonowej Łódź-Bałuty. Wkrótce okazało się, że oprócz Mariusza, dr Marek K. molestował co najmniej sześciu innych chłopców.
- To nieporozumienie - zapewnia obrońca lekarza. Mec. Maria Wentlandt-Walkiewicz twierdzi, że jej klient nie jest pedofilem tylko precyzyjnym lekarzem. - Badanie wątroby i innych organów, które są położone tuż przy spojeniu łonowym, może skutkować u młodych chłopców, nieumyślnym podrażnieniem narządów płciowych - tłumaczy adwokat.
Sąd jednak podzielił zdanie Prokuratury. Skazał lekarza na 5 lat bezwzględnego pozbawienia wolności i zakaz wykonywania zawodu przez 6 lat. - W ocenie sądu ustalenia, co do zachowań Marka K. nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Nie sposób ich traktować jako rutynowe badania lekarskie. W opinii sądu ten lekarz wykorzystywał seksualnie chore dzieci - mówi sędzia Sławomir Wlazło, Prezes Sądu Rejonowego dla Łodzi Śródmieście.
Ale wyrok sądu pierwszej instancji nie jest prawomocny, bo uprawomocnić się nie może. Dlaczego? Przez 10 miesięcy sędzia nie była w stanie napisać uzasadnienia do wyroku, mimo że ma na to dwa tygodnie. - Co najwyżej miesiąc, ale termin określony prawem to 14 dni. Trudno mi wytłumaczyć racjonalnie postępowanie sędzi orzekającej w tej sprawie - przyznaje Sławomir Wlazło, bezpośredni przełożony sędzi. Okazało się również, że sędzia jako szefowa V Wydziału Karnego Sądu Rejowego dla Łodzi- Śródmieście, notorycznie zawalała terminy również w innych sprawach. - Sąd Dyscyplinarny w Łodzi zakazał jej obejmowania kierowniczych stanowisk w wymiarze sprawiedliwości, szczególnie w sądownictwie - dodaje sędzia Sławomir Wlazło.
Sprawa dr Marka K. ciągnie się ponad 6 lat. W marcu ub. roku, sąd pierwszej instancji uznał winę lekarza. Jednak dopiero w połowie stycznia b.r. sporządził w końcu uzasadnienie. W połowie lutego oskarżony zaapelował o uniewinnienie. Od dziś apelację badają sędziowie Sądu Okręgowego w Łodzi.
Reporter: Łukasz Kurtz