Zakatowali czteroletniego Oskara
Joanna M. - matka czteroletniego Oskara. Ma 24 lata. Wczoraj w nocy wraz ze swoim konkubentem Arturem N. zakatowała własne dziecko. Resztę życia oboje spędzą prawdopodobnie w więzieniu. Podczas przesłuchania policja postawiła im zarzut morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Grozi im dożywocie.
Koszmar Oskara trwał co najmniej od półtora roku. Wtedy konkubent matki chłopca, znęcając się nad nim, złamał mu rękę. Powodem był płacz i wymioty dziecka przy zatruciu. Potem było jeszcze gorzej. Tortury polegały na przypalaniu żelazkiem, biciu i kopaniu po całym ciele.
Zeznania matki Oskara i jej konkubenta były wstrząsające. Powody dla których katowali chłopca niewiarygodnie błahe. Tej tragicznej nocy Oskar już nie przeżył.
Kiedy nad ranem okazało się, że chłopiec jest siny i nie oddycha Artur N. uciekł z miejsca zbrodni. Anonimowo zawiadomił pogotowie.
Zarówno policjanci, jak i pracownicy pogotowia, pomimo wieloletniej praktyki, byli zszokowani widokiem zmasakrowanego ciała małego Oskara. Podjęto próbę reanimacji chłopca, ale było za późno.
Za mordercą natychmiast ruszył policyjny pościg. Artura N. zatrzymano w pobliżu domu jego rodziców. Był zaskoczony i nie stawiał oporu.
Nad rodziną nadzór stanowił piotrkowski ośrodek pomocy społecznej. Pracownik socjalny, pomimo częstych wizyt w domu Oskara, nie zauważył nic niepokojącego w zachowaniu opiekunów i dziecka. Co więcej pracownica opieki nie ma sobie nic do zarzucenia. Liczne rany na ciele dziecka mówią co innego. Oskar umierał w strasznych męczarniach. Joanna M. i Artur N. mają jeszcze dziewięciomiesięcznego syna. Dziecko przebywa na oddziale dziecięcym piotrkowskiego szpitala. I na pewno już nie wróci do swojego domu.
Reporterka: Beata Cholewińska