Płacą za informacje z gminy
Pan Krzysztof Franczak jest ofiarą wyliczeń finansowych urzędników gminy Czarna w Bieszczadach. Za informacje od urzędu ma zapłacić 45 złotych 40 groszy. Pan Krzysztof Franczak nęka urząd gminy szczegółowymi pytaniami o działalność gminy i jej wydatki. Jak się okazuje pytaniami zbyt trudnymi dla władz.
Wójt podkreśla, że kontrole izby obrachunkowej i inspekcji pracy nie wykazały w urzędzie żadnych nieprawidłowości. Jednak aby pozbyć się ciekawskiego mieszkańca, dopytującego się od kilku miesięcy o wydatki gminy, wójt wraz z radcą prawnym i sekretarzem gminy znaleźli sposób na natręta.
- Był to dodatkowy czynnik, który dał nam do myślenia, żeby znaleźć przepis, który w pewien sposób ograniczy te wnioski. Urząd musi funkcjonować normalnie i nie może być zwalniany przez zapytania - mówi Marcin Rogacki, wójt gminy Czarna.
Wyliczono nawet oficjalny cennik usług. Za godzinę pracy urzędnika przekształcającego informacje 15 złotych, za każdą kartkę ksero - 40 groszy, za przekopiowanie tych danych na przykład na dyskietkę - 2 złote, za przesłanie tych informacji mailem 4 złote, pocztą - za potwierdzeniem odbioru - 5 złotych 40 groszy.
Zarządzenie przygotował radca prawny gminy. Niestety tego dnia nie znalazł dla nas nawet kilku minut na udzielenie wywiadu, bo ... pracował w innej gminie.
Wygląda na to, że urzędnicy gminy Czarna trochę przesadzili w interpretacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Rozumieją ją inaczej niż sami autorzy ustawy. Pieniędzy od mieszkańców można żądać, ale tylko pod jednym warunkiem:
Jan Stefanowicz - pomysłodawca projektu ustawy o dostępie do informacji publicznej twierdzi, że za informację można płacić wtedy, gdy mamy z pozyskiwaniem informacji, których gmina nie posiada.
Podobną sprawę w sądzie administracyjnym przegrała już jedna z gmin na Dolnym Śląsku. Jednak wniosków z tego gmina Czarna nie wyciągnęła.
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski abogoryja@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)