Szybcy i niebezpieczni

Szybcy i niebezpieczni

Ryk silników, zawrotna prędkość, niebezpieczeństwo i adrenalina. Takich emocji dostarczają nielegalne wyścigi samochodowe. W dużych miastach, pod zasłoną nocy, kierowcy - amatorzy ryzykują życiem, by być pierwszym na mecie. Niestety, wielu z nich nigdy do niej nie dojeżdża. Kim są "nocni rajdowcy" i dlaczego ryzykują własnym życiem?

Niedziela. Godzina 1 w nocy. Wał Zawadowski w Warszawie. To jedno z chętniej wybieranych miejsc na nielegalne wyścigi samochodowe. Są dni, kiedy przyjeżdża tu nawet 100 kierowców. Nie wszyscy chcą się przedstawić z imienia i nazwiska, dlatego używają pseudonimów.

- To jest adrenalina, takie typowe oderwanie się od rzeczywistości. Po pracy, wieczorkiem przyjechać i wyładować stresy codziennego dnia. No i myśli się tylko o tym, żeby dojechać pierwszym. Pedał w podłogę i jadę - mówi "Batman", uczestnik nielegalnych wyścigów.  

W wyścigu startuje dwóch kierowców. Dwa samochody stają obok siebie na dwóch pasach. Startują na znak. Jeden z nich jedzie po pasie, na którym powinien odbywać się ruch w kierunku przeciwnym.

- Najczęściej wyścig sam w sobie nie jest czymś zupełnie nielegalnym. Natomiast jeżdżenie po pasie ruchu przeznaczonym do jazdy w innym kierunku, czy też przekraczanie dozwolonej prędkości już jest. To są główne przyczyny, dla których te osoby są zatrzymywane i wypisywane są dla nich mandaty - mówi Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.

- Przyjeżdżają biznesmeni, prawnicy, ale i sprzedawcy kebabów. Wynika to z tego, że nie ma gdzie się pobawić - twierdzi "Yogi".

Uczestnicy nocnych wyścigów wiedzą, że jest to nielegalne. Wiedzą też, że to niebezpieczne.

- Szybka jazda samochodem zawsze wiąże się z ryzykiem. Krążą różne, dziwne historie, że kierowcy na takich wyścigach przejeżdżają dzieci - opowiada "Yogi".

A "Batman" dodaje: Na starcie stoi kolega z krótkofalówką, na mecie tak samo. Odcinek jest dosyć prosty, więc widzimy, że nic nie wybiegnie.

Mimo to młodzi ludzie giną. Policja twierdzi, że koledzy, często przestraszeni, uciekają i zostawiają rannych bez pomocy.

- Kilka lat temu był wypadek, gdzie dwóm motocyklistom, jadącym naprzeciwko siebie, nie udało im się wyminąć i zderzyli się czołowo. Obaj zginęli - mówi Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.

Wypadki drogowe zajmują obecnie 9. miejsce na liście najczęstszych zgonów na świecie. W Polsce średnio co miesiąc na drogach ginie kilkaset osób. Często przez pseudorajdowców. *

* skrót materiału

Reporter: Monika Adamczyk (Telewizja Polsat)