Kto winny śmierci Marzeny?
27-letnia Marzena Bednarczyk zmarła po zażyciu ponad 100 tabletek silnego leku uspokajającego.
Kobieta była chora na schizofrenię. Czy jej mąż Paweł Bednarczyk zrobił wszystko, aby ją uratować? Czy zawinił może lekarz pogotowia, który zbagatelizował wezwanie na ratunek. W tej historii duże znaczenie miał czas. Było go wystarczająco dużo, aby uratować konającą kobietę.
20 października, godz. 19:00. W bytomskiej restauracji "Pod Progiem" Marzena Bednarczyk połknęła dużo silnie działających tabletek. Chwilę później powiedziała kelnerce, że zrobiła to na złość swojemu mężowi. Mimo tego, kelnerka szybko zaalarmowała męża pani Marzeny.
Pan Paweł zabrał żonę z restauracji. Wiedział od niej, że zażyła ponad 100 tabletek. Nie poszedł z nią od razu do lekarza dyżurnego pogotowia, które jest nieopodal restauracji. Postanowił zabrać ją do domu. Dopiero po niecałej godzinie zadzwonił na pogotowie. Rozmowa z lekarzem trwała prawie 9 minut. Lekarz pogotowia nie wysłał jednak karetki do umierającej kobiety. Czy decyzja lekarza była słuszna? Z pewnością nie. Potwierdził to zresztą, podczas nieoficjalnej rozmowy, kierownik pogotowia w Bytomiu.
Sprawą odpowiedzialności lekarza pogotowia zajęła się prokuratura , ale nie jest to jedyny wątek śledztwa. Prokuratura prawdopodobnie postawi zarzuty mężowi zmarłej kobiety za nieudzielenie pomocy, a nawet nieumyślne spowodowanie jej śmierci.
Pan Paweł zadzwonił do drugiego pogotowia w pobliskim Radzionkowie dopiero po prawie 6 godzinach od ostatniej rozmowy z lekarzem z bytomskiego pogotowia. Niestety było już za późno.
Kto zawinił? - to próbuje ustalić prokuratura. Jedno jest pewnie, 27-letnia, chora kobieta zmarła, bo nikt nie zareagował na czas. Paweł Bednarczyk - podobnie jak lekarz z pierwszego pogotowia, może odpowiadać przed sądem za nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci żony.
Reporter: Klaudia Pisarska (Telewizja Polsat)
20 października, godz. 19:00. W bytomskiej restauracji "Pod Progiem" Marzena Bednarczyk połknęła dużo silnie działających tabletek. Chwilę później powiedziała kelnerce, że zrobiła to na złość swojemu mężowi. Mimo tego, kelnerka szybko zaalarmowała męża pani Marzeny.
Pan Paweł zabrał żonę z restauracji. Wiedział od niej, że zażyła ponad 100 tabletek. Nie poszedł z nią od razu do lekarza dyżurnego pogotowia, które jest nieopodal restauracji. Postanowił zabrać ją do domu. Dopiero po niecałej godzinie zadzwonił na pogotowie. Rozmowa z lekarzem trwała prawie 9 minut. Lekarz pogotowia nie wysłał jednak karetki do umierającej kobiety. Czy decyzja lekarza była słuszna? Z pewnością nie. Potwierdził to zresztą, podczas nieoficjalnej rozmowy, kierownik pogotowia w Bytomiu.
Sprawą odpowiedzialności lekarza pogotowia zajęła się prokuratura , ale nie jest to jedyny wątek śledztwa. Prokuratura prawdopodobnie postawi zarzuty mężowi zmarłej kobiety za nieudzielenie pomocy, a nawet nieumyślne spowodowanie jej śmierci.
Pan Paweł zadzwonił do drugiego pogotowia w pobliskim Radzionkowie dopiero po prawie 6 godzinach od ostatniej rozmowy z lekarzem z bytomskiego pogotowia. Niestety było już za późno.
Kto zawinił? - to próbuje ustalić prokuratura. Jedno jest pewnie, 27-letnia, chora kobieta zmarła, bo nikt nie zareagował na czas. Paweł Bednarczyk - podobnie jak lekarz z pierwszego pogotowia, może odpowiadać przed sądem za nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci żony.
Reporter: Klaudia Pisarska (Telewizja Polsat)