Nielegalna sprzedaż gazu

Nielegalna sprzedaż gazu

Radom. 27 września, 6 rano. Potężny wybuch budzi mieszkańców. Mieszkańcy położonego 70 metrów od stacji LPG bloku biegną do okien. Wybuchły butle z niebezpiecznym gazem propan-butan. Na szczęście nie eksplodowały cysterny z gazem.

Dopiero ten wybuch uświadomił, jak groźny jest szerzący się w Polsce proceder nielegalnego przetaczania propan-butanu do użytku domowego z 11 kilogramowych butli do cystern. Później sprzedaje się go jako gaz do samochodów.

Do wybuchu doprowadził pracownik stacji. Gaz ulatniał się z nieszczelnej butli. Wystarczyła jedna iskra. Pracownik jest poparzony. Leczy rany w szpitalu w Siemianowicach.  

To nie jedyny przypadek nielegalnego przepompowywania gazu. Na stacji LPG w Garwolinie, za pomocą tak zwanej "ośmiorniczki" - instalacji rurek i węży - przepompowywano gaz z butli na tej ciężarówce do cysterny. Następnie sprzedawano go kierowcom.

Propan butan z butli do użytku domowego nadaje się też do napędu samochodów. Gaz do samochodów jest jednak droższy o podatki. W przeciętnej cenie litra gazu do samochodów - 2 złote 20 groszy, to aż 85 groszy. Te podatki wpływały jednak nie do fiskusa, a do prywatnej kieszeni nieuczciwego właściciela stacji. Miesięcznie mała stacja czy nielegalna rozlewnia może zarobić na nieodprowadzonych należnościach od kilku do nawet 30 tysięcy złotych.

Po wybuchu w Radomiu skontrolowano w województwie ponad 60 stacji. Niczego podejrzanego nie wykryto.

Innego zdania jest policja z sąsiedniego województwa łódzkiego. Jej zdaniem ilość nielegalnie sprzedawanego gazu z ominięciem podatków jest przerażająca.

Wieś Nagawki niedaleko Łodzi. Właściciel firmy przepompowywał nielegalnie przez półtora miesiąca propan-butan z butli (do użytku domowego) do cystern. Stamtąd trafiały do samochodów.

W centrum Łodzi policja wykryła kolejną "ośmiorniczkę". Policja przyznaje, że prawo utrudnia jej likwidację nielegalnych przepompowni gazu. Stanowią one - tak jak stacja LPG w Radomiu - śmiertelne zagrożenie.

By zlikwidować nielegalną przepompownię policjanci muszą wejść na teren stacji ze strażakami, inspektorami nadzoru technicznego, budowlanego, energetycznego, urzędu miar, służbami legalności zatrudnienia, celnikami.

Tych jest mało i w jednym czasie zebrać wszystkich - trudno.

Kolejnym paradoksem jest to, że w żadnym przypadku prokuratury nie postawiły nikomu zarzutu oszustwa podatkowego, bo to wymaga zebrania dowodów.

Na razie prokuratorzy grożą zatrzymanym oszustom gazowym karą do 8 lat pozbawienia wolności - za spowodowanie zagrożenie życia. Na oskarżenia za oszustwa podatkowe przy sprzedaży gazu trzeba jeszcze poczekać.

Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski abogoryja@polsat.com.pl  (Telewizja Polsat)