Alkohol, narty, wypadek
Posłowie walczą z alkoholem na stokach. Ich projekt ustawy ograniczający ilość promili w organizmie narciarzy wzbudza kontrowersje. Przeciwni są właściciele stoków i niektórzy narciarze, a popierają go poszkodowani w wypadkach na narciarskich trasach oraz policja. Jak dotąd żadne państwo nie wprowadziło takiego ograniczenia w Alpach, czy Tatrach.
- Nie chodzi o to, by w ogóle zlikwidować alkohol na stokach, tylko żeby uniemożliwić jazdę ludziom nietrzeźwym, którzy są nieobliczalni - tłumaczy poseł Piotr van der Coghen, współtwórca ustawy.
- Panie, przecież ja non stop mam dwa promile alkoholu. Gdzie, jakie ograniczenia - pyta Marcin Rojek, narciarz spotkany w Tatrach.
Tuż przy wyciągu na stoku w Białce, 5 grudnia pijany narciarz staranował panią Małgorzatę Łochowską. Do szpitala trafiła z urazem barku, złamanym obojczykiem i podejrzeniem wstrząśnienia mózgu.
- Miał dwa promile, próbował uciekać, ale zatrzymali go narciarze - mówi Kazimierz Pietruch z policji w Zakopanem.
- Jak się przewróciłam, to córka widziała, że dostałam drgawek, zaczęłam charczeć, oczy miałam wywrócone. Myślała, że umarłam - opowiada Małgorzata Łochowska.
Tylko w Tatrach i na skalnym Podhalu w ubiegłym roku były 1772 wypadki narciarskie, ale z nietrzeźwym narciarzem tylko jeden wypadek.
- Generalnie nie ma większego problemu z nietrzeźwymi narciarzami - potwierdza Kazimierz Pietruch z policji w Zakopanem.
O innych kolizjach z nietrzeźwymi oficjalnych informacji nie ma, bo nikt tego nie bada.
- Nie ma przepisu, który pozwalałby sprawdzać trzeźwość narciarzy. Badamy ich tylko, gdy dojdzie do wypadku - mówi Kazimierz Pietruch.
- O wielu kolizjach spowodowanych przez pijanych narciarzy nie wiemy, bo znikają po zderzeniu - dodaje Maciej Wielgus także z policji w Zakopanem.
- Myślę, że jest dużo narciarzy jeżdżących po alkoholu. Może jest to 10, może 20 procent. Nie potrafię tego określić, bo nikt tego nie sprawdza - mówi dr Włodzimierz Rebeś ze Szpitala Powiatowego w Zakopanem.
Ograniczeniom w sprzedaży alkoholu przeciwni są właściciele wyciągów. Oburzeni są też faktem, że to właśnie oni mieliby - według projektu ustawy - kontrolować pijanych.
Wiele osób popiera pomysł utworzenia straży na stoku - np. policji narciarskiej. Ich zdaniem nowych przepisów wprowadzać nie trzeba, bo istnieje już honorowy kodeks narciarski.
- Jestem przeciwnikiem wprowadzenia jakiegoś dodatkowego prawa. Przecież pijany zawsze odpowiada za wypadek, obojętnie gdzie go spowoduje. Myślę, że wystarczy straż narciarska, która zdyscyplinowałaby jeżdżących na nartach - mówi Andrzej Laszczyk, prezes Polskich Kolei Linowych w Zakopanem.
Być może najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie modelu austriackiego, gdzie żadnego zakazu picia dla narciarzy nie ma.
- Jeżeli się ktoś zasiedzi na stoku i trochę więcej wypije, to się go "odholuje". Robi to właściciel albo pracownik schroniska, czasami też pracownik wyciągów. Policja w ogóle nie wchodzi w grę, nie jesteśmy krajem policyjnym - mówi Franca-Maria Kobenter, prezes austria.info, spółki promującej turystykę w Austrii.
- Przyjeżdżamy tu, bo trzeba się wyluzować. Jak by to było bez wódki, czy piwa? - zastanawia się Marcin Rojek, narciarz spotkany w Tatrach.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Panie, przecież ja non stop mam dwa promile alkoholu. Gdzie, jakie ograniczenia - pyta Marcin Rojek, narciarz spotkany w Tatrach.
Tuż przy wyciągu na stoku w Białce, 5 grudnia pijany narciarz staranował panią Małgorzatę Łochowską. Do szpitala trafiła z urazem barku, złamanym obojczykiem i podejrzeniem wstrząśnienia mózgu.
- Miał dwa promile, próbował uciekać, ale zatrzymali go narciarze - mówi Kazimierz Pietruch z policji w Zakopanem.
- Jak się przewróciłam, to córka widziała, że dostałam drgawek, zaczęłam charczeć, oczy miałam wywrócone. Myślała, że umarłam - opowiada Małgorzata Łochowska.
Tylko w Tatrach i na skalnym Podhalu w ubiegłym roku były 1772 wypadki narciarskie, ale z nietrzeźwym narciarzem tylko jeden wypadek.
- Generalnie nie ma większego problemu z nietrzeźwymi narciarzami - potwierdza Kazimierz Pietruch z policji w Zakopanem.
O innych kolizjach z nietrzeźwymi oficjalnych informacji nie ma, bo nikt tego nie bada.
- Nie ma przepisu, który pozwalałby sprawdzać trzeźwość narciarzy. Badamy ich tylko, gdy dojdzie do wypadku - mówi Kazimierz Pietruch.
- O wielu kolizjach spowodowanych przez pijanych narciarzy nie wiemy, bo znikają po zderzeniu - dodaje Maciej Wielgus także z policji w Zakopanem.
- Myślę, że jest dużo narciarzy jeżdżących po alkoholu. Może jest to 10, może 20 procent. Nie potrafię tego określić, bo nikt tego nie sprawdza - mówi dr Włodzimierz Rebeś ze Szpitala Powiatowego w Zakopanem.
Ograniczeniom w sprzedaży alkoholu przeciwni są właściciele wyciągów. Oburzeni są też faktem, że to właśnie oni mieliby - według projektu ustawy - kontrolować pijanych.
Wiele osób popiera pomysł utworzenia straży na stoku - np. policji narciarskiej. Ich zdaniem nowych przepisów wprowadzać nie trzeba, bo istnieje już honorowy kodeks narciarski.
- Jestem przeciwnikiem wprowadzenia jakiegoś dodatkowego prawa. Przecież pijany zawsze odpowiada za wypadek, obojętnie gdzie go spowoduje. Myślę, że wystarczy straż narciarska, która zdyscyplinowałaby jeżdżących na nartach - mówi Andrzej Laszczyk, prezes Polskich Kolei Linowych w Zakopanem.
Być może najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie modelu austriackiego, gdzie żadnego zakazu picia dla narciarzy nie ma.
- Jeżeli się ktoś zasiedzi na stoku i trochę więcej wypije, to się go "odholuje". Robi to właściciel albo pracownik schroniska, czasami też pracownik wyciągów. Policja w ogóle nie wchodzi w grę, nie jesteśmy krajem policyjnym - mówi Franca-Maria Kobenter, prezes austria.info, spółki promującej turystykę w Austrii.
- Przyjeżdżamy tu, bo trzeba się wyluzować. Jak by to było bez wódki, czy piwa? - zastanawia się Marcin Rojek, narciarz spotkany w Tatrach.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)