Dlaczego nie wysłała karetki?
Nic nie zapowiadało takiej tragedii. 37-letni Edward Brzozowski jak w każdą niedzielę spotkał się z kolegami, by wspólnie pograć w piłkę. W pewnym momencie dostał ataku serca. Jego przyjaciele rozpoczęli reanimację i zadzwonili na numer alarmowy 112. Centrala połączyła z najbliższym ośrodkiem zdrowia, w oddalonym o niespełna dwanaście kilometrów Olsztynku.
- Dzwoniąc powiedziałem tej pani, że potrzebna jest karetka w Mielnie. Mówiłem, że na boisku leży kolega. A dyspozytorka powiedziała, że już dzwoni do Ostródy, bo to nie ich rejon - opowiada Krzysztof Michalski, przyjaciel pana Edwarda.
Do Mielna pojechała więc karetka z Ostródy, która oddalona jest aż o czterdzieści kilometrów. Dotarcie na miejsce zajęło ratownikom pół godziny. W takich przypadkach to zdecydowanie za długo. Edward Brzozowski już nie żył.
Nasz reporter próbował porozmawiać z pielęgniarką, która przyjmowała zgłoszenie. Niestety kobieta nie otworzyła drzwi od mieszkania. Nie chciał też z nami rozmawiać jej mąż, jak się okazuje, kierowca pogotowia z Olsztynka. Z tym, co się stało, nie może pogodzić się ani rodzina zmarłego, ani jego przyjaciele, którzy byli z nim do końca. *
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski, Anna Mioduszewska ltekielski@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)