Klatka z prądem na raka

Klatka z prądem na raka

- Nikomu nie odrośnie noga, nikt ni wyleczy się z guza piersi czy trzustki wchodząc do takiego urządzenia. To jest kompletna bzdura - przestrzega dr Wojciech Szczęsny z Izby Lekarskiej w Bydgoszczy.

Urządzenie, o którym mowa, to wynalazek 44-letniego Grzegorza M. Drewniany szkielet, owinięty cienkim drutem, przez który płynie prąd o napięciu 12 voltów. Do czego służy? Według Grzegorza M. kilkunastominutowy zabieg w takiej klatce pomaga wyleczyć wszelkiego rodzaju nowotwory.

Grzegorz M. z zawodu jest ogrodnikiem. Kilka lat temu zainteresował się bioenergoterapią i uzdrawianiem. W centrum Bydgoszczy otworzył gabinet, w którym leczy czerniaka, białaczkę, torbiele, guzy do 2 cm i różne nowotwory.  

Jak działa urządzenie Grzegorza M.? Ogrodnik chętnie opowiada o wynalezionym przez siebie sposobie leczenia, nie chce jednak pokazać twarzy. Grzegorz M. twierdzi, że urządzenie pobudza organizm człowieka, poprawia krążenie i skład krwi.

Dwa miesiące temu oburzeni działalnością Grzegorza M. bydgoscy lekarze zawiadomili prokuraturę. Twierdzą, że leczenie nowotworów za pomocą klatki z prądem jest karygodne.

Prokuratura nie dopatrzyła się jednak w działalności Grzegorza M. niczego złego. Biegły stwierdził, że 12 volt nie jest szkodliwe dla człowieka, czyli uzdrowiciel prawa nie łamie.

Oburzenia nie kryją lekarze z Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Twierdzą, że Grzegorz M. wprowadza w błąd i oszukuje chorych ludzi.

Ogrodnik zlikwidował swój gabinet w centrum Bydgoszczy. Ale przyznaje, że ludziom, którzy do niego dzwonią z prośbą o pomoc nie może odmówić.*

* skrót materiału

Reporter: Karolina Miklewska (Telewizja Polsat)