Procedury ważniejsze niż dzieci
Procedury ważniejsze od dobra dzieci! Mimo że domy dziecka pękają w szwach to zostanie rodzicem zastępczym jest wyjątkowo trudne. Przeszkód jest wiele: począwszy od mnóstwa formalności, zaświadczeń, wystarczająco dużego domu aż po miejsce zameldowania dziecka! Wzięcie dziecka z innego powiatu niż rodzina jest prawie niemożliwe. Nasz system opieki zastępczej dopiero raczkuje.
Podjęli trudną decyzję. Mimo iż są już rodzicami, państwo Magdziakowie zdecydowali się na wychowanie obcego dziecka. Dziecka trudnego, bo niedowidzącego, niedosłyszącego i odrzuconego przez swoich biologicznych rodziców.
- Pomysł przyszedł szybko, byliśmy z naszymi dziećmi w górach, spędzaliśmy tam wakacje i pierwszego dnia poznaliśmy ludzi, którzy prowadzą pogotowie rodzinne. Przyjechali z dwiema dziewczynkami. Wyznali, że dziewczynki szukają domu, nasze dzieci zakochały się w jednej z nich - wspomina Małgorzata Magdziak, matka zastępcza niepełnosprawnej Laury.
Szybko okazało się jednak, że same dobre chęci nie wystarczą. Ośrodek, w którym państwo Magdziakowie przeszli szkolenie dla rodzin zastępczych, nie pozwolił wziąć Laury. Dlaczego? Z powodu mieszkania.
- W domu mamy trzy pokoje, a według opinii pani z ośrodka pokoje były dwa. Nikt nie umiał nam wytłumaczyć, skąd taka pomyłka. Kolejnym krzywdzącym dla nas stwierdzeniem było to, że nasze dzieci - córka miała pięć lat, a syn trzy i pół - wymagają tak dużo naszej troski, zaangażowania i opieki, że przyjęcie niepełnosprawnego dziecka będzie dla nas niesamowitym obciążeniem - opowiada Małgorzata Magdziak, matka zastępcza niepełnosprawnej Laury.
Jednak po pewnym czasie okazało się, że prawdziwa przeszkoda jest inna. Laura pochodziła z innego powiatu niż państwo Magdziakowie.
- Starosta ma swoją rodzinę zastępczą, płaci jej pensję i oczekuje, że ta rodzina będzie opiekować się przede wszystkim dziećmi z jego własnego terenu - tłumaczy Sławomir Skirtun z Ośrodka Rodzin Zastępczych "Szansa" w Łodzi.
Państwo Magdziakowie nie są wyjątkiem. Kandydaci na rodziców zastępczych, tacy jak pani Izabela, często borykają się z przeróżnymi problemami. Bo zazwyczaj wyżej niż dobro dziecka, stoi przepis lub procedura.
- Między innymi wymagane są zaświadczenia lekarskie, czy człowiek jest zdrowy, o przebytych chorobach i ważne przez miesiąc zaświadczenia o niekaralności. Jak ma się dwójkę własnych dzieci i jeszcze się pracuje, to nie ma czasu na załatwienie tych formalności - mówi Izabela Górecka, która chciała zostać rodzicem zastępczym.
Problemem jest także brak wsparcia ze strony instytucji, które są do tego powołane. Polski system rodzinnej opieki zastępczej dopiero raczkuje.
- Na Zachodzie w system opieki zastępczej zaangażowana jest cała masa ludzi, rożnych specjalistów. U nas tak nie ma - mówi Sławomir Skirtun z Ośrodka Rodzin Zastępczych "Szansa" w Łodzi.
Państwo Magdziakowie nie poddali się. Dziś Laura jest z nimi. Dzięki ich uporowi niepełnosprawna, porzucona dziewczynka ma prawdziwy dom. Każdy dzień spędzony z Laurą utwierdza ich w przekonaniu, że było warto. *
* skrót materiału
Reporterzy: Paulina Bąk, Irmina Brachacz pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Pomysł przyszedł szybko, byliśmy z naszymi dziećmi w górach, spędzaliśmy tam wakacje i pierwszego dnia poznaliśmy ludzi, którzy prowadzą pogotowie rodzinne. Przyjechali z dwiema dziewczynkami. Wyznali, że dziewczynki szukają domu, nasze dzieci zakochały się w jednej z nich - wspomina Małgorzata Magdziak, matka zastępcza niepełnosprawnej Laury.
Szybko okazało się jednak, że same dobre chęci nie wystarczą. Ośrodek, w którym państwo Magdziakowie przeszli szkolenie dla rodzin zastępczych, nie pozwolił wziąć Laury. Dlaczego? Z powodu mieszkania.
- W domu mamy trzy pokoje, a według opinii pani z ośrodka pokoje były dwa. Nikt nie umiał nam wytłumaczyć, skąd taka pomyłka. Kolejnym krzywdzącym dla nas stwierdzeniem było to, że nasze dzieci - córka miała pięć lat, a syn trzy i pół - wymagają tak dużo naszej troski, zaangażowania i opieki, że przyjęcie niepełnosprawnego dziecka będzie dla nas niesamowitym obciążeniem - opowiada Małgorzata Magdziak, matka zastępcza niepełnosprawnej Laury.
Jednak po pewnym czasie okazało się, że prawdziwa przeszkoda jest inna. Laura pochodziła z innego powiatu niż państwo Magdziakowie.
- Starosta ma swoją rodzinę zastępczą, płaci jej pensję i oczekuje, że ta rodzina będzie opiekować się przede wszystkim dziećmi z jego własnego terenu - tłumaczy Sławomir Skirtun z Ośrodka Rodzin Zastępczych "Szansa" w Łodzi.
Państwo Magdziakowie nie są wyjątkiem. Kandydaci na rodziców zastępczych, tacy jak pani Izabela, często borykają się z przeróżnymi problemami. Bo zazwyczaj wyżej niż dobro dziecka, stoi przepis lub procedura.
- Między innymi wymagane są zaświadczenia lekarskie, czy człowiek jest zdrowy, o przebytych chorobach i ważne przez miesiąc zaświadczenia o niekaralności. Jak ma się dwójkę własnych dzieci i jeszcze się pracuje, to nie ma czasu na załatwienie tych formalności - mówi Izabela Górecka, która chciała zostać rodzicem zastępczym.
Problemem jest także brak wsparcia ze strony instytucji, które są do tego powołane. Polski system rodzinnej opieki zastępczej dopiero raczkuje.
- Na Zachodzie w system opieki zastępczej zaangażowana jest cała masa ludzi, rożnych specjalistów. U nas tak nie ma - mówi Sławomir Skirtun z Ośrodka Rodzin Zastępczych "Szansa" w Łodzi.
Państwo Magdziakowie nie poddali się. Dziś Laura jest z nimi. Dzięki ich uporowi niepełnosprawna, porzucona dziewczynka ma prawdziwy dom. Każdy dzień spędzony z Laurą utwierdza ich w przekonaniu, że było warto. *
* skrót materiału
Reporterzy: Paulina Bąk, Irmina Brachacz pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)