Przez fontannę na dachu stracili mieszkanie

Przez fontannę na dachu stracili mieszkanie

Pan Waldemar Soczko z Białegostoku mieszka w żoną i dwójką dzieci w jednym pokoju. Cała czwórka mogłaby mieszkać w mieszkaniu własnościowym pana Waldemara, ale to jest zawilgocone i zagrzybione. Koszmar rodziny zaczął się kilka lat temu, kiedy sąsiad z góry postanowił na dachu zrobić taras z fontannami i oczkami wodnymi. Jak się okazało, sąsiad nie miał żadnych pozwoleń.

- Walka o mieszkanie i zdrowie dziecka trwa od 2001 roku czyli już prawie dziesięć lat - mówi Waldemar Soczko, który walczy o odszkodowanie.

Pan Waldemar Soczko z Białegostoku mieszka w żoną i dwójką dzieci w jednym pokoju.  

- Znajomi nam udostępnili mieszkanie. Jesteśmy pięć lat poza domem - mówi Waldemar Soczko, który walczy o odszkodowanie.

Koszmar tej rodziny zaczął się kilka lat temu, kiedy sąsiad z góry postanowił na dachu zrobić zielony taras z fontannami i oczkami wodnymi. Wszystko bez zezwolenia.

- Sąsiad, który nam taką przyjemność zafundował, nawet wyremontował dwa razy nasze mieszkanie - mówi Waldemar Soczko.

Sąsiad obiecywał, że taras uszczelni. Woda lała się dalej. Mieszkanie zaatakował grzyb. Pan Waldemar skierował sprawę do nadzoru budowlanego i do sądu. W tym czasie pomysłowy sąsiad swoje mieszkanie sprzedał, a pana Waldemara oskarżył o zniesławienie.

- Biegli stwierdzili, że ten taras jest źle wykonany, bo nie ma warstwy spadkowej.

Zlikwidowanie oczka dało tylko tymczasową poprawę - mówi Waldemar Soczko.

- Nadzór budowlany zaplombował mieszkanie. Po dwóch tygodniach przyszła ta sama komisja i stwierdziła, że mieszkanie nie jest zalewane - mówi były sąsiad pana Waldemara.

- Na okres dwóch tygodni lokal został zamknięty i po dwóch tygodniach okazało się, że można było znaleźć przecieki wody - mówi Antoni Tokarzewski z Sądu Okręgowego w Białymstoku.

W tej sprawie wydano kilkanaście ekspertyz. Biegli sądowi uznali, że zalanie jest skutkiem wybudowanego samowolnie tarasu. Eksperci z nadzoru budowlanego, owszem przyznali, że taras to samowola budowlana, ale nie znaleźli związku z zalewaniem mieszkania.

- Po pięciu latach nadzór budowlany stwierdził, że trzeba nadać spadek warstwie powierzchniowej. Moim zdaniem trzeba wykonać zalecenia biegłego sądowego, czyli ten taras trzeba wybudować od początku - mówi Waldemar Soczko.

Nowy właściciel musiał nawet wypłacić zadośćuczynienie córce pana Waldemara. 13 tysięcy złotych. Tak zadecydował sąd. Dziewczynka zachorowała na astmę i alergię.

- Dziecko od tych neurotoksyn zaczęło chorować - mówi Waldemar Soczko, który walczy o odszkodowanie.

Pan Waldemar domaga się odszkodowania -280 tysięcy- od obecnego właściciela mieszkania z feralnym tarasem. Kiedy rodzina Soczko wróci do swojego mieszkania? Tego nie wie nikt. Na ekspertyzy i prawników wydali wszystkie pieniądze, jakie mieli.

- Byliśmy już wszędzie, u prezydenta, u wojewody, w ośrodku interwencji kryzysowej i nikt nie chce nam pomóc, bo mamy mieszkanie własnościowe - mówi Waldemar Soczko, który walczy o odszkodowanie. *

*skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)