Śmiertelne żniwa

Śmiertelne żniwa

Obcięte palce rąk, urazy stóp, a nawet śmierć. W czasie żniw tragedie z udziałem dzieci zdarzają się wyjątkowo często. Ośmioletnia Maja zabiła się spadając z drzewa na maszynę rolniczą, a sześcioletni Piotr zginął pod kołami ciągnika. W obu przypadkach wystarczyła chwila nieuwagi i brak wyobraźni dorosłych. Czy lato w rolnictwie zawsze musi się kojarzyć z tragedią?

Sześcioletni Piotrek z Woli Różanieckiej koło Biłgoraja na Lubelszczyźnie po wakacjach miał iść do zerówki. Miał iść. Bo Piotruś już nie skończy żadnej szkoły. Chłopiec wpadł pod pług, prowadzony przez własnego ojca.

- Nie zauważyłem go. Piotruś wpadł pod ciągnik. Gdy się zorientowałem, dziecko było już sine - opowiada ojciec Piotrka.  

W miejscowości Siedliska koło Lublina na początku lipca, ośmioletnia Maja spadła ze stojącego na podwórku drzewa prosto na maszynę rolniczą do grabienia siana. Ostre wystające pręty wbiły się w ciało dziewczynki.

Ranną Maję, podobnie jak większość dzieci z wypadków rolniczych z tego regionu, przewieziono do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Lekarze robili co mogli.

- Dziecko trafiło do nas w bardzo ciężkim stanie. Zostało poddane natychmiastowej operacji. Niestety, nie udało nam się go uratować. Obrażenia były zbyt poważne - mówi Agnieszka Osińska z Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie.

Tylko w tym roku lekarze z Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie pomagali 150 dziecięcym ofiarom wypadków w rolnictwie. W czasie żniw dzieci najczęściej trafiają z ranami stóp i obciętymi palcami.

- Przeważnie są to dzieci w wieku od 5 do 7 lat. To jest taki wiek, kiedy dzieci jest trudno upilnować, a przecież one nie zdają sobie sprawy z zagrożenia jakie może je spotkać w pobliżu maszyn rolniczych - twierdzi Agnieszka Osińska z Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie.

Wiele szczęścia w nieszczęściu miał dwuletni Kubuś z miejscowości Kiełczew koło Ostrowi Mazowieckiej. Chłopiec wpadł pod koła ciągnika.

- Został tylko trochę zaczepiony protektorem. Niewiele brakowało, by zginął na miejscu - opowiada Tadeusz Kucharek, dziadek Kubusia.

Prokuratorzy najczęściej umarzają śledztwo w sprawie wypadków śmiertelnych dzieci, do których pośrednio lub bezpośrednio przyczynili się ich rodzice. Według lekarzy śmierć lub kalectwo dziecka jest już wystarczającą karą dla ojca lub matki. *

* skrót materiału

Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)