Tych dzieci nikt nie chce
Są ich tysiące. Dzieci z porażeniem mózgowym, Zespołem Downa, czy inną nieuleczalną chorobą mają w Polsce minimalne szanse na adopcję. Choć mają wielkie serca, a miłość jest bezgraniczna, to żyją w samotności.
- Obecnie mamy dwoje dzieci, które nie mogą znaleźć rodziny. Amelia ma 9 miesięcy. Cały czas leży, jest pod kontrolą lekarzy: audiologa, okulisty, laryngologa, kardiologa i ortopedów - wylicza Dorota Polańska, dyrektor Interwencyjnej Placówki Opiekuńczej w Otwocku.
- Ludziom nie mieści się w głowie, że można chcieć wychowywać, dbać i kochać dziecko niepełnosprawne - dodaje Beata Zielińska, która wychowuje dziecko z zespołem Downa.
- Wiem, ze ludzie się boją. Mam taką chorobę, że często łamią mi się kości, nawet z błahych powodów. Cały czas mam jednak nadzieję - mówi Natalia Sobota, która od 6 lat szuka rodziny zastępczej.
Niepełnosprawnych maluszków i nieco starszych dzieci w zakładach opiekuńczo-leczniczych dziś w Polsce nikt nie chce. Żaden rodzic zastępczy ani adopcyjny.
- Małżonkowie, którzy przychodzą do ośrodka deklarują, że przyjmą chore dziecko, jeżeli tę chorobę można wyleczyć. Trwała niepełnosprawność zniechęca. Takie dzieci mają bardzo nikłe szanse na adopcję. Większość trafia do adopcji zagranicznej - opowiada Monika Jagodzińska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie.
Do Interwencyjnej Placówki Opiekuńczej w Otwocku pod Warszawą trafiają nawet 2-3 dniowe dzieci porzucone przez matki w szpitalach, oknach życia i skierowane przez sądy z powodu np. przemocy rodzinnej.
- W tej chwili w placówce nie ma ani jednego dziecka, którego mama podczas ciąży była choć raz u ginekologa - mówi Dorota Polańska, dyrektor Interwencyjnej Placówki Opiekuńczej w Otwocku.
Większość dzieci z tej placówki trafia do adopcji lub wraca do rodzin biologicznych.
Dwa procent z nich przechodzi do placówek, w których leczone są dalej.
- Jest u nas dziewczynka, której poszukiwania rodziny adopcyjnej na terenie Polski zakończyły się fiaskiem. Teraz poszukiwani są dla niej rodzice poza granicami kraju. Dziewczynka obciążona jest zespołem FAS. Jej matka jest uzależniona od alkoholu, piła podczas ciąży - mówi Dorota Polańska, dyrektor Interwencyjnej Placówki Opiekuńczej w Otwocku.
60 procent dzieci znajduje rodziców adopcyjnych za granicą. W Polsce - średnio 3 tysiące rocznie. Pozostałe czekają latami. Czasami nie znajdują ich nigdy.
- Niechciane dzieci, to dzieci nieuleczalnie chore, o bardzo "złym pochodzeniu", które mają więcej niż pięć lat i liczne rodzeństwo - informuje Monika Jagodzińska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie.
- Przyjęliśmy to dziecko z zespołem Downa. Z czasem okazało się, że Zbyszek jest dzieckiem dotkniętym autyzmem, niepełnosprawnością ruchową, a przede wszystkim zespołem FAS, czyli płodowego zespołu poalkoholowego - wylicza Beata Zielińska, która wychowuje Zbyszka.
Dziecko "czekało" na nowych rodziców aż trzy lata. I znalazło, choć oboje, to też osoby niepełnosprawne. Mama - od urodzenia niewidoma, tato - niedowidzący. Zbyszek chodzi do szkoły specjalnej, w domu ma zajęcia z logopedą.
- Zbyszek nie mówi, tylko nam sygnalizuje, że czegoś chce lub nie chce. Potrafi wydawać dźwięki, które przypominają słowo "mama" i tyle - mówi Magdalena Owczarek, logopeda, która pracuje ze Zbyszkiem.
- Nam odmówiono adopcji zdrowego dziecka. Utrwalono nas w przekonaniu, że zdrowe dzieci zasługują na zdrowych rodziców - mówi Beata Zielińska, która wychowuje Zbyszka.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakzrewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Ludziom nie mieści się w głowie, że można chcieć wychowywać, dbać i kochać dziecko niepełnosprawne - dodaje Beata Zielińska, która wychowuje dziecko z zespołem Downa.
- Wiem, ze ludzie się boją. Mam taką chorobę, że często łamią mi się kości, nawet z błahych powodów. Cały czas mam jednak nadzieję - mówi Natalia Sobota, która od 6 lat szuka rodziny zastępczej.
Niepełnosprawnych maluszków i nieco starszych dzieci w zakładach opiekuńczo-leczniczych dziś w Polsce nikt nie chce. Żaden rodzic zastępczy ani adopcyjny.
- Małżonkowie, którzy przychodzą do ośrodka deklarują, że przyjmą chore dziecko, jeżeli tę chorobę można wyleczyć. Trwała niepełnosprawność zniechęca. Takie dzieci mają bardzo nikłe szanse na adopcję. Większość trafia do adopcji zagranicznej - opowiada Monika Jagodzińska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie.
Do Interwencyjnej Placówki Opiekuńczej w Otwocku pod Warszawą trafiają nawet 2-3 dniowe dzieci porzucone przez matki w szpitalach, oknach życia i skierowane przez sądy z powodu np. przemocy rodzinnej.
- W tej chwili w placówce nie ma ani jednego dziecka, którego mama podczas ciąży była choć raz u ginekologa - mówi Dorota Polańska, dyrektor Interwencyjnej Placówki Opiekuńczej w Otwocku.
Większość dzieci z tej placówki trafia do adopcji lub wraca do rodzin biologicznych.
Dwa procent z nich przechodzi do placówek, w których leczone są dalej.
- Jest u nas dziewczynka, której poszukiwania rodziny adopcyjnej na terenie Polski zakończyły się fiaskiem. Teraz poszukiwani są dla niej rodzice poza granicami kraju. Dziewczynka obciążona jest zespołem FAS. Jej matka jest uzależniona od alkoholu, piła podczas ciąży - mówi Dorota Polańska, dyrektor Interwencyjnej Placówki Opiekuńczej w Otwocku.
60 procent dzieci znajduje rodziców adopcyjnych za granicą. W Polsce - średnio 3 tysiące rocznie. Pozostałe czekają latami. Czasami nie znajdują ich nigdy.
- Niechciane dzieci, to dzieci nieuleczalnie chore, o bardzo "złym pochodzeniu", które mają więcej niż pięć lat i liczne rodzeństwo - informuje Monika Jagodzińska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie.
- Przyjęliśmy to dziecko z zespołem Downa. Z czasem okazało się, że Zbyszek jest dzieckiem dotkniętym autyzmem, niepełnosprawnością ruchową, a przede wszystkim zespołem FAS, czyli płodowego zespołu poalkoholowego - wylicza Beata Zielińska, która wychowuje Zbyszka.
Dziecko "czekało" na nowych rodziców aż trzy lata. I znalazło, choć oboje, to też osoby niepełnosprawne. Mama - od urodzenia niewidoma, tato - niedowidzący. Zbyszek chodzi do szkoły specjalnej, w domu ma zajęcia z logopedą.
- Zbyszek nie mówi, tylko nam sygnalizuje, że czegoś chce lub nie chce. Potrafi wydawać dźwięki, które przypominają słowo "mama" i tyle - mówi Magdalena Owczarek, logopeda, która pracuje ze Zbyszkiem.
- Nam odmówiono adopcji zdrowego dziecka. Utrwalono nas w przekonaniu, że zdrowe dzieci zasługują na zdrowych rodziców - mówi Beata Zielińska, która wychowuje Zbyszka.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakzrewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)