W areszcie przez statystykę
Policjanci aresztowali niewinnego mężczyznę. Łukasz W. został zatrzymany, bo akurat przechodził obok miejsca napadu. Ofiara zdarzenia zeznała, że to nie on, ale policjanci i tak wiedzieli lepiej. Łukasz W. wyszedł na wolność dopiero, gdy jego brat znalazł prawdziwego napastnika. W areszcie spędził dwa tygodnie.
Historia jak z filmu kryminalnego. Trzy tygodnie temu kierownik internatu robił zwyczajowy obchód bursy. W opuszczonym budynku napadł na niego dziki lokator. Mężczyzna bił go drewnianą pałką, tak jakby chciał zabić. Kierownik wyrywał się, zgubił telefon komórkowy. Napastnik uciekł, a do akcji wkroczyła policja.
Po "wstępnych czynnościach" policjanci stwierdzili, że sprawcą napadu na kierownika internatu jest Łukasz W. Ktoś widział, jak 21-letni chłopak przechodził obok bursy.
- Wpadło czterech policjantów. Skuli mnie, twierdząc, że mój telefon jest kradziony. Miałem dokumenty, bo był kupiony, ale odwieziono mnie na posterunek policji, gdzie dopiero po 30 godzinach dowiedziałem się, o co mnie podejrzewano - mówi Łukasz W., który przez zaniechania policjantów przesiedział dwa tygodnie w areszcie.
Łukasz W. mówi, że nie przyznał się do winy. Powiedział jedynie, że nic nie pamięta po suto zakrapianej imprezie. Pomimo że pobity kierownik internatu nie wskazał go jako sprawcy napadu, trafił do aresztu.
Kierownik internatu chciał bronić Łukasza W., jednak na policji nikt nie chciał z nim rozmawiać. W końcu dzięki Sebastianowi W. poszkodowany rozpoznał napastnika na zdjęciu. Sprawa została rozwiązana.
Łukasz W. został wypuszczony na wolność. W areszcie spędził dwa tygodnie. Zamienił się miejscami z prawdziwym sprawcą pobicia. Policjanci jednak nie chcą się przyznać do błędu.*
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)