Wyjątkowo "tanie" wakacje
To miały być wakacje marzeń za bezcen. Firma Alco kusiła swoich klientów wyjątkową ofertą. Wczasowicz miał sam wybrać cel oraz termin podróży i zapłacić za odpoczynek dużo taniej niż u konkurencji. Usługę musiał jednak wykupić na kilka lat. Z oferty skorzystali m. in. pan Marek i pan Bogdan. Obaj tego żałują. Twierdzą, że warunki okazały się dużo gorsze od obiecywanych, a oferta dużo droższa. Pan Marek zapłacił już firmie 27 tys. zł!
Wczasy, odpoczynek to marzenie wielu z nas. Jedna z form wypoczynku, to wykupienie wybranego apartamentu za granicą na jeden tydzień, gdzie co roku, w określonym przez nas czasie i miejscu, będziemy mogli wypoczywać i to nawet przez kolejne 40 lat. By móc z tego skorzystać trzeba najpierw podpisać tzw.umowę timesharingową.
- Podpisując umowę timesharingową mamy prawo do korzystania z konkretnego apartamentu np. na Majorce w każdym np. pierwszym tygodniu czerwca. W umowie powinno to być wyraźnie zaznaczone. Agenci stosują różne socjotechniki. Przyjeżdża grupa turystów na Majorkę, wita ich elegancki pana w drogim garniturze i zachwala ofertę. Turyści są zmęczeni, dostają umowę i ją podpisują - mówi Alicja Tatarczuk- Nowik z Europejskiego Centrum Konsumenckiego.
Pan Bogdan pięć lat temu dostał SMS-a z informacją o możliwości wyjazdu za granicę na tydzień i to uwaga... za darmo. Warunek: spotkanie z przedstawicielem firmy Alco, podpisanie umowy i oczywiście wpłata 2500 euro. Pan Bogdan wpłacił 500 euro pierwszej raty i z oferty firmy skorzystał.
- Te warunki od początku nie były korzystne. Wylot był z Drezna, do którego sami musieliśmy dojechać. Koszty więc rosły. Później żona wygrała tydzień wakacji na Teneryfie. Chcieliśmy dopasować go do oferty Alco i zaczęły się schody. Firma nie dysponowała wolnymi miejscami, a warunek umowy był taki, że to my decydujemy, gdzie chcemy spędzić nasz urlop - opowiada Bogdan Rasielewski.
Zniechęcone współpracą małżeństwo postanowiło od umowy odstąpić. Minęło pięć lat, państwo Rasielewscy byli pewni, że sprawa się zakończyła. Nic bardziej mylnego. Firma po pięciu latach, zażądała wpłaty pozostałych niezapłaconych 2000 euro.
- Umowa była praktycznie fikcyjna. Nie precyzowała czym dysponuje strona oferująca usługę, za to pobierała należności finansowe i to dosyć wygórowane. Były tam niedozwolone klauzule, ewidentnie wykorzystujące klientów - mówi Jerzy Karbowiak, pełnomocnik pana Bogdana.
W podobne kłopoty popadł pan Marek. Trzy lata temu podpisał umowę z firmą Alco i wpłacił 15 tysięcy złotych. Ale to był dopiero początek. Co roku za zarządzanie apartamentem mężczyzna płacił około 1400 złotych. Nie był świadomy, jak kosztowna jest to forma wypoczynku.
- Moim obowiązkiem jest pokrycie kosztów za przelot. Zaproponowano mi, że jeżeli przystąpię do klubu Alco, to mogę uzyskiwać tańsze bilety lotnicze, ale muszę zapłacić za pięć lat z góry, co dało prawie 2500 zł - wspomina Marek Lubowiecki.
Mężczyzna w lutym ubiegłego roku zapłacił 8000 złotych za wyjazd dla swojej pięcioosobowej rodziny. Chciał wyjechać w listopadzie. W maju poprosił jednak o zmianę terminu. Wtedy, jak twierdzi pan Marek, firma już nie chciała wpłaconych pieniędzy zwrócić, więc postanowił porozumieć się. Wspólnie ustalono, że wyjazd będzie w styczniu tego roku. Okazało się jednak, że musi dopłacić jeszcze ponad 5 tysięcy złotych.
- Dziękuję za taki wyjazd. W każdym biurze za taki wyjazd na dwa tygodnie, all inlcusive zapłaciłbym 2700 zł, a tu tyle samo kosztuje tydzień bez wyżywienia. W sumie zapłaciłem tej firmie już 27 tys. zł - mówi pan Marek.
Próbujemy porozmawiać z przedstawicielami firmy. Po adresem wskazanym na umowie znaleźliśmy jednak żłobek. Pan Marek żąda od Alco zwrotu 13 tys. zł. Przedstawiciel firmy odmówił. Mężczyźnie pozostało dochodzić swoich praw na drodze sądowej.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk
e-mail
(Telewizja Polsat)
- Podpisując umowę timesharingową mamy prawo do korzystania z konkretnego apartamentu np. na Majorce w każdym np. pierwszym tygodniu czerwca. W umowie powinno to być wyraźnie zaznaczone. Agenci stosują różne socjotechniki. Przyjeżdża grupa turystów na Majorkę, wita ich elegancki pana w drogim garniturze i zachwala ofertę. Turyści są zmęczeni, dostają umowę i ją podpisują - mówi Alicja Tatarczuk- Nowik z Europejskiego Centrum Konsumenckiego.
Pan Bogdan pięć lat temu dostał SMS-a z informacją o możliwości wyjazdu za granicę na tydzień i to uwaga... za darmo. Warunek: spotkanie z przedstawicielem firmy Alco, podpisanie umowy i oczywiście wpłata 2500 euro. Pan Bogdan wpłacił 500 euro pierwszej raty i z oferty firmy skorzystał.
- Te warunki od początku nie były korzystne. Wylot był z Drezna, do którego sami musieliśmy dojechać. Koszty więc rosły. Później żona wygrała tydzień wakacji na Teneryfie. Chcieliśmy dopasować go do oferty Alco i zaczęły się schody. Firma nie dysponowała wolnymi miejscami, a warunek umowy był taki, że to my decydujemy, gdzie chcemy spędzić nasz urlop - opowiada Bogdan Rasielewski.
Zniechęcone współpracą małżeństwo postanowiło od umowy odstąpić. Minęło pięć lat, państwo Rasielewscy byli pewni, że sprawa się zakończyła. Nic bardziej mylnego. Firma po pięciu latach, zażądała wpłaty pozostałych niezapłaconych 2000 euro.
- Umowa była praktycznie fikcyjna. Nie precyzowała czym dysponuje strona oferująca usługę, za to pobierała należności finansowe i to dosyć wygórowane. Były tam niedozwolone klauzule, ewidentnie wykorzystujące klientów - mówi Jerzy Karbowiak, pełnomocnik pana Bogdana.
W podobne kłopoty popadł pan Marek. Trzy lata temu podpisał umowę z firmą Alco i wpłacił 15 tysięcy złotych. Ale to był dopiero początek. Co roku za zarządzanie apartamentem mężczyzna płacił około 1400 złotych. Nie był świadomy, jak kosztowna jest to forma wypoczynku.
- Moim obowiązkiem jest pokrycie kosztów za przelot. Zaproponowano mi, że jeżeli przystąpię do klubu Alco, to mogę uzyskiwać tańsze bilety lotnicze, ale muszę zapłacić za pięć lat z góry, co dało prawie 2500 zł - wspomina Marek Lubowiecki.
Mężczyzna w lutym ubiegłego roku zapłacił 8000 złotych za wyjazd dla swojej pięcioosobowej rodziny. Chciał wyjechać w listopadzie. W maju poprosił jednak o zmianę terminu. Wtedy, jak twierdzi pan Marek, firma już nie chciała wpłaconych pieniędzy zwrócić, więc postanowił porozumieć się. Wspólnie ustalono, że wyjazd będzie w styczniu tego roku. Okazało się jednak, że musi dopłacić jeszcze ponad 5 tysięcy złotych.
- Dziękuję za taki wyjazd. W każdym biurze za taki wyjazd na dwa tygodnie, all inlcusive zapłaciłbym 2700 zł, a tu tyle samo kosztuje tydzień bez wyżywienia. W sumie zapłaciłem tej firmie już 27 tys. zł - mówi pan Marek.
Próbujemy porozmawiać z przedstawicielami firmy. Po adresem wskazanym na umowie znaleźliśmy jednak żłobek. Pan Marek żąda od Alco zwrotu 13 tys. zł. Przedstawiciel firmy odmówił. Mężczyźnie pozostało dochodzić swoich praw na drodze sądowej.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk
(Telewizja Polsat)