Jeden sąd skazuje, drugi uniewinnia
Horror Macieja Bobra trwa już 5 lat. Mężczyzna został oskarżony o napad na kierowcę samochodu dostawczego. Najpierw na 3 miesiące trafił do aresztu. Potem odbyły się 34 rozprawy. Sądy na zmianę go skazywały i uniewinniały.
Mężczyzna nigdy wcześniej nie miał konfliktu z prawem. Kochający ojciec, dobry mąż - mówią o nim najbliżsi. Zajmował kierownicze stanowisko.
- Nie było żadnych dowodów. Policja oparła się na zeznaniach światka z Łochocina - mówi Jadwiga Bober, matka pana Macieja.
Tym świadkiem okazała się Maria F. mieszkanka Łochocina. Twierdziła, że nie widziała samego napadu, ale jego sprawców, którzy pod jej blokiem rzekomo przesiadali się do innego samochodu. Jednym z nich, według pani Marii, miał być właśnie pan Maciej. Na tej podstawie mężczyzna trafił do aresztu.
Pan Maciej miał alibi. Tamtego dnia, w czasie napadu odbierał ze szkoły córkę. Później był w domu. Świadkowie potwierdzili alibi.
- Dziesięć osób potwierdziło, że w tym czasie byłem w domu - opowiada Maciej Bober.
To jednak jeszcze nie wszyscy świadkowie. Sąsiedzi Marii F. podważali jej wiarygodność. Twierdzili, że kobieta ma od dawna problemy z alkoholem. Co więcej, na sali rozpraw zeznawała jeszcze jedna osoba. Ona również widziała sylwetki sprawców. Twierdzi, że wśród niech nie było pana Macieja. Mimo to mężczyzna czekał w areszcie trzy miesiące na wyniki badań DNA. W porzuconych przez złodziei samochodach zabezpieczono bowiem odciski palców i włosy. Wyniki tych badań również nie potwierdziły obecności pana Macieja w żadnym z pojazdów.
Procesy Macieja Bobra toczą się ponad 5 lat. Jeden sąd go skazuje, drugi uniewinnia. Teraz mężczyzna jest wolny, ale nadal ciąży na nim poważny zarzut. Stracił pracę i dobrą opinię.
W grudniu sprawa trafi na wokandę już po raz trzeci. Dotarliśmy do najważniejszych świadków. Jednak dziś, nikt nie chce już do tego wracać. Nawet Maria F., której zeznania były głównym dowodem rzekomej winy pana Macieja, nie pamięta już całego zajścia. *
* skrót materiału
Reporter: Katarzyna Betcher (Telewizja Polsat)
- Nie było żadnych dowodów. Policja oparła się na zeznaniach światka z Łochocina - mówi Jadwiga Bober, matka pana Macieja.
Tym świadkiem okazała się Maria F. mieszkanka Łochocina. Twierdziła, że nie widziała samego napadu, ale jego sprawców, którzy pod jej blokiem rzekomo przesiadali się do innego samochodu. Jednym z nich, według pani Marii, miał być właśnie pan Maciej. Na tej podstawie mężczyzna trafił do aresztu.
Pan Maciej miał alibi. Tamtego dnia, w czasie napadu odbierał ze szkoły córkę. Później był w domu. Świadkowie potwierdzili alibi.
- Dziesięć osób potwierdziło, że w tym czasie byłem w domu - opowiada Maciej Bober.
To jednak jeszcze nie wszyscy świadkowie. Sąsiedzi Marii F. podważali jej wiarygodność. Twierdzili, że kobieta ma od dawna problemy z alkoholem. Co więcej, na sali rozpraw zeznawała jeszcze jedna osoba. Ona również widziała sylwetki sprawców. Twierdzi, że wśród niech nie było pana Macieja. Mimo to mężczyzna czekał w areszcie trzy miesiące na wyniki badań DNA. W porzuconych przez złodziei samochodach zabezpieczono bowiem odciski palców i włosy. Wyniki tych badań również nie potwierdziły obecności pana Macieja w żadnym z pojazdów.
Procesy Macieja Bobra toczą się ponad 5 lat. Jeden sąd go skazuje, drugi uniewinnia. Teraz mężczyzna jest wolny, ale nadal ciąży na nim poważny zarzut. Stracił pracę i dobrą opinię.
W grudniu sprawa trafi na wokandę już po raz trzeci. Dotarliśmy do najważniejszych świadków. Jednak dziś, nikt nie chce już do tego wracać. Nawet Maria F., której zeznania były głównym dowodem rzekomej winy pana Macieja, nie pamięta już całego zajścia. *
* skrót materiału
Reporter: Katarzyna Betcher (Telewizja Polsat)