Kataklizm na Mazurach
Tragiczne skutki wichury na Mazurach. Zginęły trzy osoby, osiem nadal jest poszukiwanych. Do tragedii doszło we wtorek po południu. Gwałtowne burze i wiejący z niespotykaną siłą wiatr wywrócił prawie 40 łodzi. Ci, którzy przeżyli z trudem opowiadają o walce z żywiołem.
Wtorek godzina 14. Nad mazurskimi jeziorami piękna pogoda. Idealna dla żeglarzy.
Pan Kazimierz jak co dzień z rodziną wypływa na Jezioro Mikołajskie. Nagle zrywa się porywisty wiatr.
- Płynęliśmy szlakiem na Pisz. W połowie drogi mój niepokój zaczęła budzić czarna chmura, ale pomyślałem, że mam dobry jacht. Później widoczność znacznie ograniczyła się. Dziękuję Bogu, że moja żona tego nie widziała, bo już nigdy nie wsiadłaby na łódkę. Dookoła nie było nic widać. Zrobiło się czarno. Zapamiętałem tylko zjazd z fali - wspomina Kazimierz Jaszewski, który żeglował podczas wichury na Mazurach.
Wiejący z niespotykaną siłą wiatr powywracał dziesiątki łódek. Ludzie wpław usiłowali dostać się do brzegu. Pomagali sobie nawzajem. Ponad sto osób wydobyli ratownicy, osiem osób nadal jest poszukiwanych. Niestety, były też trzy ofiary śmiertelne.
Wiatr wiał z siłą 12 stopni w skali Beauforta. Wywracał nawet potężne jachty. Tego dnia żeglarzy nikt nie ostrzegł przed tak drastyczną zmianą pogody. Nie wszyscy zdążyli dopłynąć do brzegu. Prawie nikt nie miał na sobie kapoków.
Po mazurskich jeziorach pływają 3 karetki wodne. To zdecydowanie za mało aby ratować ludzi po takim szkwale, tym bardziej, że takie niespodziewane anomalie pogodowe zdarzają się coraz częściej.
- Dziennie na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich pływa 10 tysięcy jachtów. To przeszło 40 tysięcy ludzi na wodzie. Powinniśmy poważnie zacząć myśleć o ich bezpieczeństwie - mówi Paweł Czubiński z Mazurskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. *
* skrót materiału
Reporter: Maja Włodek