Kubuś mógł żyć

Kubuś mógł żyć

- Pani doktor zbadała Kubusia i powiedziała, że są to tylko normalne objawy ospy - mówi Rafał Lisowski, którego syn zmarł dzień po wizycie u doktor Aleksandry M.-T. Lekarka zapisała dziecku leki i odesłała do domu mimo, że w tym samym czasie starszy brat Kuby leżał w szpitalu w Opolu z ciężkimi powikłaniami tej samej choroby. Państwo Lisowscy oskarżają doktor Aleksandrę M.-T. o śmierć dziecka.

Dziś Kubuś skończyłby dwa latka. Jednak rodzina zamiast świętować jego urodziny, pogrążona jest w rozpaczy.

- Dla mnie to jest szokiem żeby w XXI wieku dziecko umierało na ospę. W czwartek zachorował, a w poniedziałek już nie żył - mówi Rafał Lisowski, ojciec zmarłego Kuby.  

Nic nie zapowiadało dramatu. Kiedy u dzieci państwa Lisowskich stwierdzono ospę wietrzną, rodzice nawet nie przypuszczali, że ta zwykła dziecięca choroba zmieni ich życie w koszmar. Pierwszy zachorował trzyipółletni Kamil. Z ciężkimi powikłaniami trafił do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu.

Niestety, kiedy Kamil powracał w opolskim szpitalu do zdrowia, ospa zaatakowała jego młodszego braciszka. Po trzech dniach choroby stan Kubusia dramatycznie się pogorszył.

- Zaniepokoiłem się, bo zaczął ciężko oddychać. Pojechałem więc z Kubą do Szpitala Dziecięcego w Kędzierzynie-Koźlu. Pani doktor zbadała go i powiedziała, że ma tylko normalne objawy ospy. Powiedziałem, że jego starszy brat ma ciężką ospę. Leży w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu i miał już dwa zabiegi, a Kubuś się od niego zaraził. Pani doktor nie uwierzyła, że on tam w ogóle leży - opowiada Rafał Lisowski, ojciec zmarłego Kuby.

Doktor Aleksandra M.-T. przepisała Kubie leki i odesłała do domu. Następnego dnia państwo Lisowscy zawieźli dziecko do szpitala w Opolu. Było już w agonii.

- Po przyjęciu na oddział Kuba został poddany reanimacji. Trwała około godziny. Niestety, mimo naszych wysiłków nie udało się dziecka uratować - mówi Aleksandra Kiwus z Odziału Intensywnej Terapii dla Dzieci Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu

O śmierć Kuby państwo Lisowscy obwiniają Aleksandrę M.-T. - lekarkę ze szpitala w Kędzierzynie-Koźlu. Sprawą zajęła się prokuratura.

Próbowaliśmy porozmawiać z Aleksandrą M.-T. Niestety pani doktor nie chce komentować sprawy. Odesłała nas do dyrektor szpitala w Kędzierzynie-Koźlu.

Anatol Majcher - dyrektor szpitala w Kędzierzynie-Koźlu nie przyszedł na umówione spotkanie z nami. Przysłał tylko zastępcę, który odczytał nam oświadczenie dyrektora.

- Pani doktor nie jest zatrudniona w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej na podstawie umowy o pracę, pełni jedynie dyżury w oddziale pediatrycznym na podstawie umowy cywilno-prawnej. Pani doktor mimo możliwości odesłania pacjenta do nocnej opieki Podstawowej Opieki Zdrowotnej zdecydowała się udzielić porady w szpitalu wedle najlepszej wiedzy - odczytał nam Jerzy Baran, zastępca dyrektora ds. świadczeń zdrowotnych SP ZOZ w Kędzierzynie- Koźlu.

Państwo Lisowscy, mimo tragedii, którą przeżyli, starają się normalnie żyć. Nie są jednak w stanie pogodzić się z tym, co ich spotkało. *

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachaczibrachacz@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)