Mliony utopione w stoczniach

Mliony utopione w stoczniach

Gospodarka światowa rozwija się bardzo szybko, rośnie też popyt na statki. Mimo to polscy stoczniowcy budują statki prawie bez zysku albo nawet ze stratą. Stocznia w Szczecinie potrafiła w rok zarobić kilkaset milionów złotych. Ale to było 10 lat temu. Podobnie jest w Trójmieście. Wartość rynkowa jednego ze statków zbudowanych w Gdyni sięga prawie stu milionów dolarów. Stocznia sprzeda go za nieco ponad pięćdziesiąt. Dlaczego?

- Dzisiaj rentowność stoczni na świecie jest rzędu 20-25 proc., natomiast statki w Polsce są produkowane na poziomie rentowności od 1 do 3 proc. - mówi Paweł Poncyljusz, Wiceminister Gospodarki.

Były Minister Gospodarki w rządzie Leszka Millera, a dziś kandydat na prezydenta Szczecina, Jacek Piechota, ripostuje: gdyby nie stały dopływ zleceń, stocznie nie miałyby z czego utrzymać załogi.  

Straty Stoczni Gdynia, przed naprawą, wynosiły ponad 500 milionów złotych. Na naprawę kondycji Stoczni rząd SLD wydał 200 milionów złotych. Jakie są efekty? Po dwóch latach realizacji planu naprawczego strata pogłębiła się o kolejne 300 milionów i osiągnęła poziom 850 mln zł. Dziś sięga miliarda.

Dotarliśmy do nieoficjalnych informacji, z których wynika, że jeden z kluczowych udziałowców Stoczni Gdynia występuje także w innych rolach. O tym, że Rami Ungar jest izraelskim armatorem, który zleca Gdyni budowę statków dla siebie, wiadomo oficjalnie. Okazuje się, że jedna z firm Ungara był także pośrednikiem miedzy nim, a stocznią. Co to znaczy? Współwłaściciel stoczni zlecał dla siebie produkcję statków, za co naliczał sobie sutą prowizję - nawet 8 proc. wartości kontaktu.

- Z dokumentów wynika, ze prowizja wypłacona panu Ungarowi w 2004 roku to było 95 milionów złotych, w pierwszym kwartale 2005 roku to było 30 milionów złotych - mówi Arkadiusz Dziedzic, były doradca prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu.

To nie jedyny paradoks Stoczni Gdynia. Kontrowersje budzi system przedpłat. To milionowe kwoty, które tonąca w długach Stocznia Gdynia wypłacała dostawcom, na długo przed tym, gdy ci cokolwiek dostarczyli do stoczni.

Do dziś nikt nie rozliczył rządów SLD z wpompowania w stocznie 600 milionów zł. Jedno jest pewne. W tym miesiącu Komisja Europejska ma ustalić czy stocznie, które przyjęły pomoc publiczną po 2004 r. złamały zasadę wolnej konkurencji. Jeśli tak, będą musiały oddać miliard złotych do Skarbu Państwa. I ogłosić upadłość. *

*skrót materiału

Reporter: Łukasz Kurtz

lkurtz@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)