Nie egzekwują podatku?
Od dwóch lat Polskę zalewają tanie samochody używane z Unii Europejskiej. Od chwili wejścia do Unii, sprowadzane auta nie mogą być obłożone cłem. Dlatego wymyślono akcyzę. To podatek od wartości auta. Wartości określonej w umowie nieodzwierciedlającej najczęściej faktycznej ceny zakupu.
Jesteśmy w jednym z warszawskich komisów. Wybieramy pierwsze z brzegu auto - Chrysler Voyager prosto z Holandii. Cena rynkowa takiego samochodu to ponad 16 tysięcy złotych.
Sprzedawca chce od nas 22 tysiące złotych. Dlaczego? Bo gdyby doszło do sprzedaży samochodu za kwotę mniejszą niż 20 tysięcy, właściciel komisu musiałby zapłacić spory podatek akcyzowy. Akcyza wyniosłaby dwie trzecie wartości. To jest ponad 8 tys. zł.
Dlatego, aby stać się właścicielem tego auta, trzeba spełnić dwa warunki. Po pierwsze - zapłacić za niego 20 tysięcy. Po drugie - podpisać dokument, że kosztował 10 razy mniej.
Przez ostatnie dwa lata do Polski zostały sprowadzone ponad 2 miliony aut. Większość to 10-letnie samochody lub starsze. Jeżeli zostały sprzedane w podobny sposób oznacza to, że Skarb Państwa stracił fortunę. To, że obywatele unikają płacenia wysokiej akcyzy nikogo raczej nie dziwi.
Dziwić może natomiast inny fakt. Ministerstwo Finansów mimo że akcyzę wprowadziło, nie egzekwuje jej . Rząd ma jednak nowy pomysł, jak walczyć z nadużyciami. Chce zastąpić akcyzę wysokim podatkiem ekologicznym. W ten sposób import starych samochodów ma przestać się opłacać.*
* skrót materiału
Reporter: Łukasz Kurtz (Telewizja Polsat)