Pojechała po śmierć do Anglii

Pojechała po śmierć do Anglii

- Wszystkiego córka nie mogła mi powiedzieć, żebym była bezpieczna. Twierdziła, że to jest mafia, która handluje żywym towarem - opowiada Maria Bryl, matka zamordowanej w Londynie Beaty. Dziewczyna z Gliwic do Londynu wyjechała trzy lata temu. Do pracy.

W Lodynie Beata poznała Polaka, 38-letniego Dariusza. Zakochała się, to miała być wielka miłość. Kilka miesięcy temu dziewczyna zaczęła się dziwnie zachowywać. Dzwoniła do domu i opowiadała matce, że boi się o swoje życie.

- Zauważyłam, że jest spięta, zestresowana, boi się. Często mi powtarzała, że ten chłopak grozi jej, straszy, że może stracić życie - opowiada Maria Bryl.  

29 lipca w Londynie Beatę znaleziono martwą. Zwłoki kobiety były częściowo spalone, dlatego trudno było je zidentyfikować.

- Beata była wielokrotnie bita nieznanym narzędziem. Umarła wskutek urazów czaszki. Potem zabójca podpalił jej ciało - informuje detektyw Andy Taylor z policji w Londynie.

To nie jedyna tragedia, która wstrząsnęła Polską. Tydzień temu w Glasgow zgwałcono i zamordowano inną Polkę, 23-letnią Angelikę Kluk. Zabójcą jest najprawdopodobniej 60-letni mężczyzna, który miał już na swoim koncie wyrok za gwałt.

Czy brutalni mordercy Beaty również zostaną ukarani? Brytyjska policja zatrzymała już osiem osób. Szczegółów śledztwa nie chce jednak ujawniać.

Matki Beaty nie stać było na sprowadzenie zwłok córki z Wielkiej Brytanii. Taki transport kosztuje ponad 10 tys zł. Kobieta poprosiła o pomoc. Witold Skrzydlewski, właściciel firmy pogrzebowej z Łodzi sprowadził zwłoki Beaty na własny koszt. Pogrzeb dziewczyny odbędzie się jutro w Gliwicach. *

* skrót materiału

Reporterzy: Aneta Krajewska/ E. Szczepaniak akrajewska@polsat.com.pl  (Telewizja Polsat)