Proteza nadzieją dla Mateusza
Kiedy odzyskał przytomność, opisywał, że spieszył się i nie widział tramwaju. Napisał mi: mamusiu, choćbym nie miał dwóch nóg, to żyje i jestem z wami - mówi Lidia Kaźmierczak, mama Mateusza. 10 -letni chłopiec wpadł pod tramwaj. Lekarze amputowali mu nogę. Chciał zostać piłkarzem. Teraz bez kosztownej protezy nie może nawet chodzić.
Trzy miesiące temu Mateusz był jeszcze zdrowym, pełnym życia i marzeń chłopcem. Uwielbiał grać w piłkę nożną. Kilka razy w tygodniu chodził na treningi. Niestety, pewnego dnia na trening nie dojechał. Wpadł pod tramwaj.
Mateusz natychmiast trafił do szpitala w Zabrzu. Był w stanie krytycznym. Miał zmiażdżoną nogę i bardzo mocno uszkodzoną czaszkę. Po reanimacji, kilku specjalistów z różnych dziedzin, jednocześnie operowało chłopca. Niestety, nogę trzeba było amputować.
Chłopca udało się uratować, choć stan był nadal bardzo ciężki. Mateusz po operacji twarzy miał kilkadziesiąt szwów. Nie mówił. Porozumiewał się z rodziną pisząc kartki.
- Pisał i pytał, kiedy mu noga odrośnie. Tłumaczyliśmy, że jej nie będzie, że będzie proteza, a on mówił o graniu w piłkę - mówi Lidia Kaźmierczak, mama Mateusza.
Po kilku tygodniach chłopiec opuścił szpital. Porusza się o kulach. Codzienna, intensywna rehabilitacja uniemożliwia mu chodzenie do szkoły. Dla Mateusza najtrudniejsze jest jednak to, że nie może grać w piłkę.
Istnieje szansa dla Mateusza, by nie tylko mógł chodzić, ale i biegać. Ta szansa to specjalistyczna proteza. Niestety Narodowy Fundusz Zdrowia pokrywa tylko część kosztów zakupu protezy. Skąd wziąć resztę - kilkadziesiąt tysięcy złotych? Na taki wydatek ani szpitala ani rodziców nie stać.
- Tylko mąż pracuje. Zarabia 700 złotych. Musimy za to przeżyć i utrzymać dom. Na protezę nas nie stać. Dlatego liczymy na ludzi dobrej woli - mówi Lidia Kaźmierczak.*
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk (Telewizja Polsat)