Renta za łapówkę

Renta za łapówkę

Podobno tylko ryba w Polsce nie bierze. Po ostatnich zatrzymaniach orzeczników w ZUS-ie w Wałbrzychu, Rzeszowie i Kielcach wydaje się, że w tej instytucji tylko nieliczni nie biorą.

Ceny za załatwienie renty w radomskim ZUS-ie były zróżnicowane. Od 1,5 tysiąca złotych do 3,5 tysiąca złotych. Pieniądze były wręczane na terenie ZUS-u. Nie pobierali ich lekarze, tylko pracownicy administracyjni. Wśród chorób, na które zapadali symulanci załatwiający renty, królowała cukrzyca.

Lekarze czuli się już tak bezkarni, że żądali łapówek również od osób chorych, którym renty się należały. Takich, jak Maria L., u której stwierdzono 16 chorób.  

Zdesperowani klienci radomskiego ZUS-u zaczęli pisać anonimy do policji. Ale podobno również do dyrekcji miejscowego ZUS-u.

Ponad rok temu, po policyjnym dochodzeniu, do aresztu trafiło trzech lekarzy orzeczników i zastępca głównego orzecznika radomskiego ZUS - Artur Ż. Jak zeznali świadkowie, do kieszeni tego ostatniego, trafiała połowa każdej łapówki.

Gdy po kilku miesiącach łapówkarze opuścili areszt za poręczeniem majątkowym, nie dostali już pracy w ZUS-ie. Okazuje się, że na kolegów można jednak liczyć. Sprawdziliśmy. Jeden z nich, Zbigniew K. wrócił do szpitala i w dalszym ciągu, bez przeszkód, pracuje na stanowisku zastępcy ordynatora.

Dyrektor szpitala wojewódzkiego w Radomiu mówi, że nie przyjęłaby do pracy osoby, która brała łapówki. Jednak o ordynatorze Zbigniewie K, mówi pozytywnie. Nie widzi w tym nic niestosownego, że zastępca ordynatora brał łapówki.

Artura Ż. byłego orzecznika ZUS-u znajdujemy w innym szpitalu. Pracuje na oddziale chirurgii i w przychodni. Podobnie jak jego kolega, nie chce z nami rozmawiać.

Prokuratura zapowiada, że przekaże sprawę łapówek w radomskim ZUS-ie do sądu we wrześniu. Wciąż trwają bowiem przesłuchania. Pojawiają się kolejne wątki w tej sprawie.*

*skrót materiału

Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)