Tragedie na drogach

Tragedie na drogach

- Byłam w szoku, nie czułam bólu. Strażacy rozcinali fotelik z Michałkiem. Prosiłam, by ratowali syna i męża - wspomina Bogusława Ziarkowska. Niestety, w wypadku samochodowym jej mąż zginął, a syn nie mówi i nie chodzi.

Pani Bogusława w styczniu ubiegłego roku wracała z mężem i dwuletnim synem Michałem z Ostrowca Świętokrzyskiego do Krakowa. Dziewiętnastoletni kierowca renaulta Grzegorz O. nadjechał z ogromną prędkością. Państwo Ziarkowscy nie mieli żadnych szans.

Mąż pani Bogusławy zginął na miejscu. Miał trzydzieści trzy lata. Pani Bogusława z licznymi złamaniami trafiła do szpitala w Kielcach. 2-letni Michał został przewieziony na oddział intensywnej terapii. Przeszedł trepanację czaszki. Niestety obrażenia były tak silne, że chłopiec do dziś nie mówi i nie chodzi.  

Podobny dramat przeżywają państwo Borówkowie. Trzy miesiące temu ich dziewięcioletnia córka Ewelina, na oczach ojca wbiegła na ulicę. Uderzył w nią nadjeżdżający samochód. Ewelina w katowickim szpitalu przez miesiąc walczyła o życie. Po kilku operacjach jej stan, jak uznali lekarze, ustabilizował się. Wróciła do domu. Niestety, tak jak Michał, nie mówi i nie chodzi.

Sprawcy wypadków zostali ukarani. Jednak kary nie zmienią życia Michała i Eweliny. Dzieci są niepełnosprawne. Ich powrót do zdrowia możliwy jest tylko poprzez wieloletnią rehabilitację. Rodziny chorych dzieci nie mają na nią pieniędzy. Nie stać ich na leki i bardzo drogi sprzęt. Bez leczenia stan zdrowia dzieci nie poprawi się.

- W pobliżu nas nie ma ośrodków rehabilitacyjnych. Musimy szukać ich gdzieś dalej, a jesteśmy w trudnej sytuacji finansowej. Nie mamy sprzętu do rehabilitacji. Prosimy o pomoc - mówi Krystyna Borówka, mama Eweliny. *

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk

e-mail (Telewizja Polsat)