Zabójcze przejście dla pieszych

Zabójcze przejście dla pieszych

Miało ułatwiać życie, a od lat zabija. Przejście dla pieszych w Gdańsku Oruni zaliczane jest do miejsc szczególnie niebezpiecznych. O sygnalizację świetlną mieszkańcy walczą od lat. Cztery tygodnie temu po raz kolejny na Oruni doszło do tragedii. Zginął sześcioletni chłopiec.

Mały Piotruś nigdy nie zapomni tego dnia. Kiedy przechodził przez jezdnię, był bardzo blisko mamy i brata. Nagle na przejście wjechał rozpędzony samochód. Doszło do wypadku. Piotruś cudem uniknął zderzenia. Jego brat Wojtuś miał mniej szczęścia. Zmarł w szpitalu tego samego dnia. Mama - Maryla Dąbrowska, do dziś nie wyszła ze szpitala.  

Od wypadku minęły już cztery tygodnie. Dla pana Roberta, ojca rodziny, czas się zatrzymał - nie potrafi pogodzić się ze śmiercią młodszego synka. Jego żona dopiero kilka dni temu wybudziła się ze śpiączki.

- To jest nie do opisania. To takie kochane dziecko było. Zawsze, jak z pracy przyjeżdżałem, mówił tatusiu kochany, dobrze, że już jesteś - wspomina Robert Dąbrowski. Mężczyzna nie może pogodzić się z tym, że jego żona i syn zostali potrąceni na przejściu dla pieszych.

Przejście na Oruni zostało uznane za szczególnie niebezpieczne już w 2003 roku. Wtedy pod kołami samochodu również zginęło dziecko. Nie była to, niestety, jedyna ofiara w tym fatalnym miejscu. Rok później na przejściu zginęło kolejne. Wtedy zdecydowano tylko o wyłączeniu jednego pasa ruchu.

- Pamiętam osiem wypadków. Ucierpiały dwie moje sąsiadki, znajomy z zakładu, dwójka dzieci. Miasto nie chce się zgodzić na założenie sygnalizacji świetlnej. Staramy się o nią od trzech lat, bez skutku - mówi Ewa Hałaszczyk, mieszkanka Oruni.

Urzędnicy obiecują, że choć sygnalizacja świetlna nie była uwzględniana w najbliższych planach, zostanie zainstalowana. Wzmożone kontrole pomiaru prędkości na tym odcinku zadeklarowała gdańska drogówka.

- Podejmujemy wszelkie czynności, żeby poprawić stan bezpieczeństwa na Oruni, bo nie zawsze wprowadzenie sygnalizacji wpływa na poprawę stanu bezpieczeństwa. Kierujemy również patrole, przeprowadzamy kontrolę prędkości, żeby zminimalizować wypadki w tym miejscu - mówi Dominika Przybylska, Rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

Mieszkańcy Oruni są rozżaleni, bo od tylu lat nie mogą się doczekać budowy sygnalizacji świetlnej. Z tego przejścia korzystają przecież każdego dnia. Mają nadzieję, że śmierć Wojtusia będzie ostatnią tragedią w tym miejscu. *

* skrót materiału

Reporter: Milena Sławińska (Telewizja Polsat)