Nie może pozwać lekarza
Pani Dominika chciała pozwać lekarza, który w 2003 roku wykrył u niej raka i, zdaniem kobiety, przez dwa lata nie zrobił nic, by ją wyleczyć. Sąd w Gliwicach nie przyjął aktu oskarżenia pacjentki, bo ta nie znała imion rodziców, nazwiska rodowego matki oraz peselu i miejsca urodzenia lekarza. Legalnie takich danych zdobyć się nie da.
Pani Dominika z Gliwic ma teraz 20 lat. Siedem lat temu dowiedziała się, że jest chora.
- W 2003 został zdiagnozowany u mnie guz – mówi Dominika Jurka.
- W 2005 roku pan doktor palpacyjnie wymacał guzka, ale nie wpisał tego do historii choroby, o czym na początku nie wiedziałyśmy. Nie zlecił żadnych badań, nie wysłał nas na biopsję i nie zalecił konsultacji w Instytucie Onkologicznym – mówi Mirosława Jurka-Kowalczyk, matka pani Dominiki.
- W 2005 guz miał już 2 cm. Ponieważ doktor dalej nic nie robił, postanowiłyśmy się przenieść do innego lekarza – dodaje pani Dominika.
Kobieta natychmiast została skierowana na badania. Wyniki były fatalne: złośliwy nowotwór brodawkowaty tarczycy.
- Zostałam poddana operacji wycięcia całej tarczycy, łącznie z węzłami chłonnymi – opowiada pani Dominika.
- Onkolodzy powiedzieli, że córka powinna być diagnozowana już na samym początku, czyli w 2003 roku, że nie wolno czekać w przypadku tak młodej osoby – mówi Mirosława Jurka- Kowalczyk, matka Dominiki.
Matka z córką poczuły się oszukane przez lekarza. Złożyły doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Nie przypuszczały, że to będzie ich kolejna droga przez mękę.
- Pani prokurator umorzyła sprawę, złożyłyśmy odwołanie i sąd w Gliwicach przyznał nam rację. Tyle tylko, że sprawa ponownie wróciła do tej samej pani prokurator – wspomina Dominika Jurka.
- Po dwukrotnym umorzeniu zdecydowałyśmy się na wniesienie oskarżenia prywatnego do sądu w Gliwicach – dodaje matka Dominiki.
Po raz trzeci sprawa trafiła do tego samego Sądu Rejonowego w Gliwicach. Tym razem z prywatnego aktu oskarżenia. I tu pojawił się kolejny problem. Sąd zażądał bardzo szczegółowych danych osobowych lekarza.
- Panią Dominikę poproszono m.in. o podanie adresu zamieszkania osoby oskarżanej, a także o imiona rodziców i nazwisko panieńskie matki. To są dane chronione przez ustawę, zwykły obywatel nie może ich uzyskać w sposób legalny – mówi Marcin Marszałek, pełnomocnik kobiety.
- Nie wydaje się, żeby wszystkie dane, których zażądał sąd, były mu potrzebne do rozpoczęcia normalnej procedury w przypadku prywatnego aktu oskarżenia – twierdzi dr Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Próbowaliśmy sprawdzić, czy można zdobyć takie dane w urzędzie. Okazało się to niemożliwe.
Sąd Rejonowy odrzucił prywatny akt oskarżenia. Bezradne kobiety postanowiły poszukać pomocy w mediach.
- W sądzie doszło do tak zwanego pożaru. Sąd Okręgowy wszczął kontrolę akt tej sprawy, sędzia wizytator może zlecić ponowne jej rozpatrzenie i wszystko na to wskazuje, że tak właśnie będzie. Pani Dominika będzie mogła skarżyć lekarza – mówi Marcin Pietraszewski, dziennikarz Gazety Wyborczej w Katowicach
- Niestety w Polsce jest tak, że jak się weźmie za coś telewizja, to się w ciągu kilku miesięcy wyjaśnia, szary obywatel nic nie wskóra – podsumowuje Mirosława Jurka-Kowalczyk, matka Dominiki.*
* skrót materiału
Reporterki: Małgorzata Frydrych, Aneta Kaziuk
akaziuk@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)