Od „eurosieroty” do zabójcy
Wszystko wydarzyło się półtora roku temu w Kielcach. 18-letni wówczas Robert Małas skatował swojego dziadka młotkiem, a następnego dnia spalił jego zwłoki. Był tzw. „eurosierotą”. Jego rodzice wyjechali do pracy w Belgii. 18-latek nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistość. Pojawił się hazard i narkotyki, zniknęła szkoła. Rodzice obwiniają się za tragedię
- Wyrwałem mu młotek z ręki i kilka razy go uderzyłem. Przewrócił się. Kiedy wróciłem rano już nie żył, więc go podpaliłem - opowiada Robert Małas.
- To jest nasza wina, że go zostawiliśmy. Nie chciał z nami jechać, wolał skończyć szkołę i wyjechać z zawodem - rozpaczają Małgorzata i Michał Małas, rodzice Roberta.
W październiku 2009 roku na jednym z kieleckich osiedli doszło do przerażającego mordu. 18-letni Robert, pozostawiony przez rodziców, którzy wyjechali za chlebem do Belgii, zamordował swojego 65-letniego dziadka. Rano wrócił na miejsce zbrodni i dziadka podpalił.
Opinie sąsiadów o wnuczku zamordowanego szokują. To był grzeczny chłopiec - mówią.
Chłopak skończył szkołę muzyczną, miał bardzo dobre wyniki w miejscowej drużynie piłkarskiej LKS Orlęta Kielce.
- Był bardzo koleżeński, lubiany w grupie, miał poczucie humoru i nie był konfliktowy. W końcu jednak coraz rzadziej przychodził na treningi i stracił miejsce w podstawowym składzie, grał jako bramkarz - opowiada Sławomir Malara, trener LKS Orlęta Kielce.
Prawdziwe kłopoty zaczęły się po wyjeździe matki za granicę. Został tylko z dziadkami. Od rodziców dostawał kieszonkowe - 800 zł miesięcznie.
- Przez pierwsze dwa miesiące po wyjeździe uczeń starał się jeszcze spełniać przyrzeczenia dawane rodzicom. Później był coraz gorzej, informowaliśmy o tym matkę, ale osiągnął pełnoletniość i w tym momencie szkoła nie mogła go zmusić, by się uczył - opowiada Wioletta Nowak, dyrektor Zespołu Szkół Ekonomicznych w Kielcach.
- On nas oszukiwał, nie mówił wielu rzeczy - twierdzi Michał Małas, ojciec Roberta.
Chłopak rzucił szkołę ekonomiczną po II klasie, następnej szkoły też nie ukończył.
Był bywalcem salonów gier hazardowych i dyskotek.
- Pojawiły się narkotyki, amfetamina. Myślałem, że to pomoże mi w nauce, ale było inaczej - mówi Robert Małas, który zabił własnego dziadka.
Związał się z dziewczyną, która urodziła mu syna, gdy był już za kratkami.
- Urodził mi się syn. Ona nie chce utrzymywać ze mną kontaktu - mówi Robert Małas.
Chłopak zrezygnował z mieszkania u dziadka ze względu na - jak twierdzi - jego trudny charakter.
- Kłóciliśmy się często, przeszkadzało mu wszystko, co robię. Jednak to był mój dziadek i go kochałem - zapewnia.
Sam jednak ukradł mu ponad 3 600 zl z karty bankomatowej. W tragiczny wieczór przyszedł przyznać się do kradzieży. Wtedy zabił dziadka młotkiem.
- Dziadek wściekł się, zaczął mnie wyzywać. Nie tolerował mojego taty, mówił, że jestem dzieckiem z gwałtu, a tak nie jest. To był impuls taki - opowiada.
- Wziął zapałki i położył zapalone przy głowie pokrzywdzonego. Wychodząc zamknął mieszkanie. Wracając kupił pieczywo i zrobił dziewczynie śniadanie, jakby nic się nie stało - dodaje Ewa Bukowska, prokurator.
Sąd miał twardy orzech do zgryzienia. Prokurator wnioskowała o 25 lat więzienia, adwokat oskarżonego o sprawiedliwą karę. Ostatecznie Robert Małas został skazany na 15 lat pozbawienia wolności. *
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)