Powiesił psa i katował kijem

Powiesił psa i katował kijem

Wstrząsająca masakra psa. Właścicielka suki o imieniu Psotka poprosiła sąsiada, by zabił zwierzę. Ten zabrał psa do parku, uwiesił za szyję na drzewie i katował kijem aż pies stracił przytomność. Później porzucił go w rowie. Dzięki zaangażowaniu policji zwierzę udało się odnaleźć. Było w stanie agonalnym.

25 stycznia w Strzelnie koło Inowrocławia katowano psa konarem przypominającym kij bejsbolowy. Według ustaleń śledczych, do 45-letniego Leszka Woźniaka przyszła mieszkająca nieopodal Violetta L. Kobieta chciała odejść od męża. Nie miała co zrobić z psem. Poprosiła sąsiada o pomoc w zabiciu czworonoga. Razem zaciągnęli psa do parku.  

- Pies został powieszony na drzewie za głowę i był okładany do momentu aż nie stracił przytomności - opowiada Tomasz Rybczyński z policji w Mogilnie.

- Byli przekonani, że uśmiercili psa, więc porzucili go w krzakach - dodaje Rita Kubiak z Prokuratury Rejonowej w Mogilnie.

Dobę po skatowaniu psa anonimowy mieszkaniec powiadomił śledczych o zdarzeniu. Prawdopodobnie był świadkiem masakry. Poinformował także, kim są oprawcy. Policjanci wraz ze strażnikami miejskimi ze Strzelna rozpoczęli poszukiwania psa. Przeczesano parki i ich okolice. Bez skutku. W tym czasie kryminalni zatrzymali oprawcę czworonoga - Leszka Woźniaka.

- Byłem pod wpływem alkoholu. Namówiła mnie do tego właścicielka psa - mówi Leszek Woźniak.

Mężczyzna trafił do policyjnej izby zatrzymań. Przyciśnięty przez śledczych poinformował, gdzie może znajdować się skatowane zwierzę. Po kilku kolejnych godzinach poszukiwań funkcjonariuszom udało się odnaleźć ukrytego w rowie psa. Mimo że od skatowania minęło 36 godzin, okazało się, że pies żyje. Był w stanie agonalnym.

- Cieszy nas, że policja nie zbagatelizowała tego zgłoszenia, że dociekali, co się dzieje z tym zwierzęciem. To dzięki policji udało się uratować tego psa - mówi Mateusz Janda, komendant główny Straży dla Zwierząt.

Kiedy skatowany kundelek wabiący się Psotka został odnaleziony, był wyziębiony. Nie mógł się ruszyć. Trafił do lecznicy weterynaryjnej w Bydgoszczy. Pojawiły się niestety problemy z funkcjonowaniem nerek.

- Stan psa jest już lepszy, ale wciąż fatalny. Był bardzo pobity, czeka go operacja. Nie wiemy także, czy odzyska wzrok - mówi Irena Łegowska z Bydgoskiego Klubu Przyjaciół Zwierząt "Animals".

Kobieta, która zleciła zabicie psa, wyjechała ze Strzelna zanim policja dowiedziała się o bestialskim skatowaniu kundelka. Funkcjonariusze poszukiwali jej przez 10 dni. Zatrzymano ją na terenie innego województwa. Kobieta nie przyznaje się do winy. Usiłowaliśmy z nią porozmawiać.

- Jesteście szumowinami, zachowujecie się jak idioci, ja nic nie zrobiłam. Ośmieszacie się, robicie z tego więcej, niż jest to warte - wykrzykiwała zza zamkniętych drzwi.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)