Samobójstwo pod policyjnym dozorem

Samobójstwo pod policyjnym dozorem

Pacjent jednego z radomskich szpitali popełnił samobójstwo, choć był pilnowany przez dwóch policjantów. Krzysztof P. trafił na oddział z ranami od ciosów nożem. Otrzymał dozór policyjny, bo podejrzewano go o zabicie swojej partnerki. Mimo to, udało mu się wyskoczyć przez okno. Dlaczego policjanci nie zapobiegli tragedii?

Tragedia rozegrała się w mieszkaniu w centrum Radomia. Mieszkał w nim 49-letni Krzysztof P. razem z matką i bratem. Pod koniec grudnia wprowadziła się tu też partnerka pana Krzysztofa, Lidia K. 12 stycznia para piła w pokoju alkohol. Około godziny siedemnastej pan Krzysztof zadzwonił na pogotowie.  

- Powiedział, że ranił nożem swoją znajomą, oraz że on również jest ranny. Po przyjeździe lekarz stwierdził u kobiety jedną ranę, jak się okazało, śmiertelną - opowiada Katarzyna Kucharska z radomskiej policji.

- Mężczyzna miał 3 rany od ciosów nożem w brzuch. Został zabrany do szpitala, tam udzielono mu pomocy medycznej - dodaje Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.

Krzysztof P. powinien trafić do szpitala więziennego. Jednak stan jego zdrowia nie pozwalał na przesłuchanie i postawienie zarzutów. Przewieziono go więc na oddział chirurgii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu. Leżał na trzecim piętrze razem z trzema innymi chorymi. Krzysztofa P. dzień i noc pilnowało dwóch policjantów.

Prokurator miał przesłuchać podejrzanego 17 stycznia, w dniu pogrzebu konkubiny Krzysztofa P., Lidii K., którą ten pięć dni wcześniej ugodził w serce nożem. Jednak Krzysztof P. znalazł sposób wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji. Postanowił opuścić szpital. Przez okno.

- Poprosił do swojego łóżka pacjenta, który leżał przy oknie. Pacjent ten podszedł do niego, chwilę rozmawiali. W pewnym momencie Krzysztof P. odepchnął tego mężczyznę tak, że upadł na podłogę. Wskoczył na jego łóżko, otworzył okno i wyskoczył - mówi Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.

- Policjanci zareagowali bardzo szybko. Z tego, co wiem policjant prawie złapał już mężczyznę stojącego na parapecie. Niestety, zabrakło sekund - dodaje Katarzyna Kucharska z radomskiej policji.

Czy samobójczej śmierci Krzysztofa P. można było zapobiec? Prokuratura usiłuje wyjaśnić, jak to się stało, że pacjent leżący w szpitalu pod dozorem policji wyskoczył przez okno. Zarówno w szpitalu, jak i na policji twierdzą, że nie mają sobie nic do zarzucenia.

- Jest to bardzo wąska sala, wszystkie łóżka znajdują się po jednej stronie, prawie jedno obok drugiego, z wąskim przejściem. Przebywanie dwóch policjantów na sali nie było możliwe - twierdzi Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.

- Policjanci siedzieli tam, gdzie chcieli. Mogli nawet razem z nim spać w jednym łóżku - mówi Andrzej Dąbrowski, ordynator chirurgii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu.

Krzysztof P. został pochowany w rodzinnym grobie w miejscowości pod Radomiem. Czy kiedyś dowiemy się, co naprawdę wydarzyło się 12 stycznia za zamkniętymi drzwiami jego pokoju? Na razie nikt nie jest w stanie dać jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.

- Zderzenie to odbyło się w pokoju zamkniętym. Żadnych innych, obiektywnych świadków nie ma. W tej chwili możemy tylko przyjmować wersję, jaką przedstawił podejrzany w czasie rozmowy z dyspozytorką karetki pogotowia - mówi Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)