Samochód rozbity, odszkodowania brak
Pani Ida wstawiła auto do warsztatu samochodowego w Jelonkach, koło Fromborka. Naprawić miał je 27-letni Łukasz Budka. Niestety, podczas jazdy próbnej mężczyzna miał śmiertelny wypadek. Pani Ida zażądała odszkodowania za zniszczony samochód, ale właściciel warsztatu odmówił. Twierdzi, że zmarły nie był jego pracownikiem, a tylko okazyjnie korzystał z warsztatu. Jak było naprawdę?
Pani Ida prowadzi firmę budowlaną we Fromborku. W celach zawodowych kupiła samochód na kredyt, ale szybko okazało się, że auto jest wadliwe. Skontaktowała się z mechanikiem, 27-letnim Łukaszem Budką, który jak twierdził, pracował w warsztacie samochodowym w Jelonkach.
- Łukasz pracował tam po godzinach, bo normalnie był zatrudniony w Elblągu. Od 1 września miał zacząć pracę już w Jelonkach. Miało być tak, że miesiąc będzie pracował tak na czarno, a później zostanie zarejestrowany - opowiada Anna Budka, siostra tragicznie zmarłego pana Łukasza.
- On mi powiedział, że już nie pracuje w salonie w Elblągu, tylko w Jelonkach. Zostawiłam samochód przed warsztatem i zaniosłam kluczyki do biura warsztatu. Był przy tym właściciel warsztatu - mówi Ida Kruszyńska, właścicielka samochodu.
Naprawione auto pani Ida miała odebrać z warsztatu samochodowego w Jelonkach 12 września zeszłego roku.
- Niestety, dowiedziałam się, że pan Łukasz miał śmiertelny wypadek - mówi Ida Kruszyńska, właścicielka samochodu.
Okazało się, że pan Łukasz po naprawie samochodu pojechał na ostatnią jazdę próbną. Wziął ze sobą kuzyna właściciela warsztatu. Tylko jeden z nich przeżył. Pan Łukasz osierocił jeszcze nienarodzone dziecko.
- Rozpędził się do takiej prędkości do której nie powinien. To było grubo ponad 200 km/h. Z zakrętu wyjechała nam kobieta i on nie zdołał wyprowadzić już tego samochodu, uderzyliśmy w drzewo - opowiada pan Robert, którzy przeżył wypadek.
Po tym zdarzeniu pani Ida poszła do właściciela warsztatu samochodowego, aby porozmawiać o rekompensacie za zniszczone auto. Wtedy sprawa zaczęła się komplikować.
- Właściciel warsztatu zaczął się wymigiwać, twierdził, że on nie miał nic wspólnego z tym samochodem, że pan Łukasz u niego nie pracował, tylko robił u niego tzw. fuchę. Byłam w szoku, bo nigdy bym się to nie zgodziła. To był drogi samochód i strasznie o niego dbałam - mówi pani Ida.
- Czasami sobie przyjeżdżał i coś robił, ale ja z tego pieniędzy nie miałem. To był mój serdeczny przyjaciel - twierdzi właściciel warsztatu samochodowego w Jelonkach.
- Pojechaliśmy do niego prosić, żeby podpisał deklarację, że syn u niego pracował, żebyśmy mogli dostać pogrzebowe. Powiedział, że w żadnym wypadku, bo jeżeli podpisze, będzie musiał płacić za ten samochód. Sugerował, byśmy przed policją i prokuraturą trzymały się wersji ustalonej z góry, że syn u niego nie pracował - mówi Weronika Budka, matka tragicznie zmarłego pana Łukasza.
Pani Ida zgłosiła sprawę na policję o przywłaszczenie samochodu. O odszkodowanie będzie walczyć w sądzie.
- Właściciela samochodu nie powinno interesować, kto przyjmował samochód do naprawy. Istotne jest to, czyj to był warsztat. Odpowiadać powinien jego właściciel - mówi Iwona Kusio-Szalak, radca prawny.
Jak było naprawdę? Kto ma rację? Kto powinien zapłacić odszkodowanie? Być może sąd rozwikła tę zagadkę.
- Wychodzi na to, że nie ma nic lepszego, jak tylko zatrudniać ludzi na czarno, bo się nie ponosi żadnych konsekwencji z tego tytułu! - mówi Ida Kruszyńska, właścicielka samochodu.*
* skrót materiału
Reporter: Agnieszka Zalewska
azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Łukasz pracował tam po godzinach, bo normalnie był zatrudniony w Elblągu. Od 1 września miał zacząć pracę już w Jelonkach. Miało być tak, że miesiąc będzie pracował tak na czarno, a później zostanie zarejestrowany - opowiada Anna Budka, siostra tragicznie zmarłego pana Łukasza.
- On mi powiedział, że już nie pracuje w salonie w Elblągu, tylko w Jelonkach. Zostawiłam samochód przed warsztatem i zaniosłam kluczyki do biura warsztatu. Był przy tym właściciel warsztatu - mówi Ida Kruszyńska, właścicielka samochodu.
Naprawione auto pani Ida miała odebrać z warsztatu samochodowego w Jelonkach 12 września zeszłego roku.
- Niestety, dowiedziałam się, że pan Łukasz miał śmiertelny wypadek - mówi Ida Kruszyńska, właścicielka samochodu.
Okazało się, że pan Łukasz po naprawie samochodu pojechał na ostatnią jazdę próbną. Wziął ze sobą kuzyna właściciela warsztatu. Tylko jeden z nich przeżył. Pan Łukasz osierocił jeszcze nienarodzone dziecko.
- Rozpędził się do takiej prędkości do której nie powinien. To było grubo ponad 200 km/h. Z zakrętu wyjechała nam kobieta i on nie zdołał wyprowadzić już tego samochodu, uderzyliśmy w drzewo - opowiada pan Robert, którzy przeżył wypadek.
Po tym zdarzeniu pani Ida poszła do właściciela warsztatu samochodowego, aby porozmawiać o rekompensacie za zniszczone auto. Wtedy sprawa zaczęła się komplikować.
- Właściciel warsztatu zaczął się wymigiwać, twierdził, że on nie miał nic wspólnego z tym samochodem, że pan Łukasz u niego nie pracował, tylko robił u niego tzw. fuchę. Byłam w szoku, bo nigdy bym się to nie zgodziła. To był drogi samochód i strasznie o niego dbałam - mówi pani Ida.
- Czasami sobie przyjeżdżał i coś robił, ale ja z tego pieniędzy nie miałem. To był mój serdeczny przyjaciel - twierdzi właściciel warsztatu samochodowego w Jelonkach.
- Pojechaliśmy do niego prosić, żeby podpisał deklarację, że syn u niego pracował, żebyśmy mogli dostać pogrzebowe. Powiedział, że w żadnym wypadku, bo jeżeli podpisze, będzie musiał płacić za ten samochód. Sugerował, byśmy przed policją i prokuraturą trzymały się wersji ustalonej z góry, że syn u niego nie pracował - mówi Weronika Budka, matka tragicznie zmarłego pana Łukasza.
Pani Ida zgłosiła sprawę na policję o przywłaszczenie samochodu. O odszkodowanie będzie walczyć w sądzie.
- Właściciela samochodu nie powinno interesować, kto przyjmował samochód do naprawy. Istotne jest to, czyj to był warsztat. Odpowiadać powinien jego właściciel - mówi Iwona Kusio-Szalak, radca prawny.
Jak było naprawdę? Kto ma rację? Kto powinien zapłacić odszkodowanie? Być może sąd rozwikła tę zagadkę.
- Wychodzi na to, że nie ma nic lepszego, jak tylko zatrudniać ludzi na czarno, bo się nie ponosi żadnych konsekwencji z tego tytułu! - mówi Ida Kruszyńska, właścicielka samochodu.*
* skrót materiału
Reporter: Agnieszka Zalewska
azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)