Kłopot z dowodami rejestracyjnymi
Polskie dowody rejestracyjne mylą unijnych policjantów. Setki mandatów i wezwań do zapłaty, zamiast do kierowców, trafiają do prezydentów i starostów polskich miast. Wszystko przez źle zaprojektowany wzór unijnego dowodu. Na pierwszej stronie dokumentu i to tłustym drukiem widnieje nazwa organu wydającego, a nie właściciela pojazdu. To wprowadza zagraniczną policję w błąd.
Kłopoty prezydentów i starostów polskich miast i miasteczek zaczęły się w 2005 roku, czyli zaraz po wprowadzeniu nowych, unijnych wzorów dowodów rejestracyjnych. Między innymi na adres Prezydenta Miasta Szczecina zaczęły przychodzić mandaty oraz wezwania do ich natychmiastowego uregulowania od organów ścigania z całej Europy.
- Jest to uciążliwe dostawać ciągle mandaty do zapłaty. Nie płacimy ich, ponieważ wezwania nie mają podstaw. We wszystkich przypadkach, to kto inny popełnił wykroczenia - mówi Beniamin Chochulski, wiceprezydent Szczecina.
Powodem zamieszania jest wzór dokumentu, na którego pierwszej stronie wydrukowana jest tłustym drukiem nazwa organu wydającego i jego adres. Na głównej stronie nie widnieją dane właściciela pojazdu samochodu. To wprowadza w błąd zagraniczną policję.
- Wzór praw jazdy, który został wprowadzony w 2004 roku jest estetyczny i trwały, ale ma feler polegający na tym, że tam gdzie w starym dowodzie rejestracyjnym był wpisany właściciel, teraz pojawił się organ wydający - informuje Piotr Gonerko z Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta w Szczecinie.
- Rzeczywiście otrzymujemy kilkanaście wezwań do zapłaty miesięcznie. Oddelegowaliśmy specjalnego urzędnika do obsługi tych spraw, żeby tłumaczył, że prezydent miasta nie jest piratem drogowym - mówi Celina Skrobisz, rzecznik prasowy Prezydenta Szczecina.
Mandaty i wezwania do zapłaty od właścicieli autostrad za nieopłacone przejazdy przychodzą ze wszystkich krajów Unii. Funkcjonariusze z Europy spisują dane kierowców z dowodów rejestracyjnych. Co gorsza, nawet jak spiszą je z prawa jazdy - to i tak Prezydenta Miasta Szczecina traktują jako przedsiębiorcę, u którego pracuje kontrolowany szofer.
- W mojej ocenie użytkujący pojazd powinien być na pierwszej stronie, bo dowód rejestracyjny służy identyfikacji pojazdu i pokazaniu tego, kto jest jego posiadaczem. Praktyka w innych krajach Unii jest taka, że to właściciel jest na pierwszej stronie, a nie prezydent miasta. Ten dokument wprowadza w błąd - twierdzi Przemysław Manik, prawnik specjalizujący się w prawie unijnym.
Nowe polskie dowody rejestracyjne zostały zaprojektowane zgodnie z unijną dyrektywą, która unifikuje dane. I tak: w rubryce oznaczonej literą "A" w całej wspólnocie musi być numer rejestracyjny, pod B" data pierwszej rejestracji, pod "C" dane personalne, a "D" określa markę i model. Widocznie oznaczenia w polskich dowodach są mało czytelne, skoro dochodzi do tylu pomyłek, ponieważ międzynarodowe przepisy nie ustalają kolejności, w jakiej powinny być umieszczone dane.
W polskim dokumencie właściciel został przeniesiony na czwartą stronę dowodu rejestracyjnego. W Ministerstwie Infrastruktury nikt nie potrafił nam wyjaśnić, dlaczego tak się stało.
- Rola organu wydającego jest bardzo ważna i to miejsce w dowodzie rejestracyjnym jest jak najbardziej wskazane - twierdzi Andrzej Bogdanowicz, Dyrektor Transportu Drogowego Ministerstwa Infrastruktury.
Władze Szczecina sugerują poprawienie wzoru naszych dowodów rejestracyjnych. Niestety, Ministerstwo Infrastruktury nie ma zamiaru ułatwiać pracy osobom, które nie znają języka polskiego.
- Dowód rejestracyjny jest polskim dokumentem, wydanym przez organ polski, w języku polskim. Jest dokumentem poprawnym i uważam, że nie należy go zmieniać i wprowadzać chaosu informacyjnego - mówi Andrzej Bogdanowicz, Dyrektor Transportu Drogowego Ministerstwa Infrastruktury.
Jak się okazuje podobne problemy, jak władze Szczecina mają inni włodarze miast. Niedawno prezydent Poznania dostał od niemieckiej straży rachunek za gaszenie pojazdu na autostradzie. Niestety, nie tylko urzędy cierpią przez źle zaprojektowane polskie dokumenty. Przekonał się o tym na własnej skórze fotoreporter Dariusz Gorajski, podczas służbowej podróży do Berlina. Musiał wykupić winietę na samochód zezwalającą na wjazd w strefę ekologiczną.
- Poprosiłem o rachunek, pani wzięła dowód rejestracyjny i poszła na zaplecze, po chwili przyniosła mi nalepkę i dowód. Pojechałem dalej. Problem zobaczyłem po powrocie z delegacji, kiedy chciałem się rozliczyć. Rachunek wypisany został nie na mnie, tylko na prezydenta Szczecina - opowiada Dariusz Gorajski, fotoreporter Gazety Wyborczej.
- Ja uknułem taka teorię państwa polskiego -przyjaciela polskich obywateli. Państwo polskie wymyśliło, że aby utrudnić dochodzenie należności od Polaków specjalnie umieści na pierwszej stronie prezydenta miasta, żeby trudniej było zidentyfikować właściciela - mówi Przemysław Manik, adwokat specjalizujący się w prawie unijnym. *
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki aborzecki@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)