Prokuratura naprawiła błąd
Pan Marian przez 11 lat walczył o niewinność. Taksówkarz został skazany na rok i osiem miesięcy więzienia za szantażowanie kurii i próbę wysadzenia katedry w Koszalinie. Śledczy oparli się na wątpliwym dowodzie. Dopiero po naszym reportażu prokuratura przyznała się do pomyłki i wniosła o uniewinnienie mężczyzny.
Przez jedenaście lat był "terrorystą", "zamachowcem", "fundatorem bombowych kazań". Walczył o prawdę, o swoje dobre imię. Kiedy już tracił w wiarę w sprawiedliwość, 29 października, w koszalińskim sądzie, dla pana Mariana i jego rodziny wydarzyło się coś, co śmiało określa mianem cudu.
- Pani prokurator wstała i i powiedziała, że składa wniosek o uniewinnienie. Oboje płakaliśmy z radości - opowiada Elżbieta Lech, żona pana Mariana.
Przypomnijmy: historia pana Mariana zaczyna się 28 grudnia 1997 roku. To wówczas do drzwi koszalińskiego taksówkarza, nigdy nie karanego męża i ojca, nieoczekiwanie zapukali antyterroryści. Pan Marian został aresztowany, oskarżony o szantażowanie kurii i próbę wysadzenia katedry w Koszalinie.
Tymczasowo aresztowany pan Marian własny dom zobaczył dopiero po jedenastu miesiącach. Jak to możliwe, że 65-letni taksówkarz stał się nagle terrorystą? Wszystko zaczęło się kilka dni wcześniej. To wtedy nieznany mężczyzna zażądał od koszalińskiej kurii okupu. Na polecenie policji ksiądz nagrał rozmowę telefoniczną z zamachowcem. List i nagranie stały się jedynymi dowodami w sprawie.
Głos szantażysty został porównany z głosem pana Mariana. Eksperci z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego przy Komendzie Głównej Policji stwierdzili kategorycznie, że to pan Marian jest zamachowcem. Tylko i wyłącznie na tej podstawie mężczyznę skazano na rok i osiem miesięcy więzienia. Uznano go winnym, chociaż nawet nagrywający rozmowę ksiądz nie rozpoznał w panu Marianie niedoszłego terrorysty.
Państwo Lech nie poddali się. Kolejne odwołania doprowadziły ich do Sądu Najwyższego. Ten przyjrzał się sprawie, skasował wyrok i nakazał po 11 latach przeprowadzenie kolejnych badań fonoskopijnych. Wnioski płynące z analizy wykonanej przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych były szokujące! To nie pan Marian dzwonił do kurii!
- Sprawa jest o tyle trudna dowodowo, że w Polsce nie ma trzeciej instytucji, która mogłaby zrobić kolejne badanie fonoskopijne - mówił we wrześniu 2008 roku Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.
Trzy tygodnie po emisji naszego reportażu sytuacja pana Mariana na szczęście diametralnie się zmieniła. Dziś, po latach walki o dobre imię, jest wolnym człowiekiem. Po raz pierwszy od jedenastu lat święta Bożego Narodzenia były dla niego spokojne i szczęśliwe. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz @polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
- Pani prokurator wstała i i powiedziała, że składa wniosek o uniewinnienie. Oboje płakaliśmy z radości - opowiada Elżbieta Lech, żona pana Mariana.
Przypomnijmy: historia pana Mariana zaczyna się 28 grudnia 1997 roku. To wówczas do drzwi koszalińskiego taksówkarza, nigdy nie karanego męża i ojca, nieoczekiwanie zapukali antyterroryści. Pan Marian został aresztowany, oskarżony o szantażowanie kurii i próbę wysadzenia katedry w Koszalinie.
Tymczasowo aresztowany pan Marian własny dom zobaczył dopiero po jedenastu miesiącach. Jak to możliwe, że 65-letni taksówkarz stał się nagle terrorystą? Wszystko zaczęło się kilka dni wcześniej. To wtedy nieznany mężczyzna zażądał od koszalińskiej kurii okupu. Na polecenie policji ksiądz nagrał rozmowę telefoniczną z zamachowcem. List i nagranie stały się jedynymi dowodami w sprawie.
Głos szantażysty został porównany z głosem pana Mariana. Eksperci z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego przy Komendzie Głównej Policji stwierdzili kategorycznie, że to pan Marian jest zamachowcem. Tylko i wyłącznie na tej podstawie mężczyznę skazano na rok i osiem miesięcy więzienia. Uznano go winnym, chociaż nawet nagrywający rozmowę ksiądz nie rozpoznał w panu Marianie niedoszłego terrorysty.
Państwo Lech nie poddali się. Kolejne odwołania doprowadziły ich do Sądu Najwyższego. Ten przyjrzał się sprawie, skasował wyrok i nakazał po 11 latach przeprowadzenie kolejnych badań fonoskopijnych. Wnioski płynące z analizy wykonanej przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych były szokujące! To nie pan Marian dzwonił do kurii!
- Sprawa jest o tyle trudna dowodowo, że w Polsce nie ma trzeciej instytucji, która mogłaby zrobić kolejne badanie fonoskopijne - mówił we wrześniu 2008 roku Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.
Trzy tygodnie po emisji naszego reportażu sytuacja pana Mariana na szczęście diametralnie się zmieniła. Dziś, po latach walki o dobre imię, jest wolnym człowiekiem. Po raz pierwszy od jedenastu lat święta Bożego Narodzenia były dla niego spokojne i szczęśliwe. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz @polsat.com.pl(Telewizja Polsat)