Kredyt nie do spłacenia
Pani Urszula z Łodzi wzięła 38 tys. zł kredytu z banku PKO BP. Kobieta od 13 lat go spłaca. Choć w sumie oddała już około 60 tys. zł, to jej zadłużenie wciąż rośnie! Dziś pani Urszula jest winna bankowi 100 tys. zł! Kredyt wydaje się nie do spłacenia, a wszystko przez jego "oryginalną" konstrukcję. Sytuacja jest poważna, ostatnio mieszkanie kobiety odwiedził komornik.
Gdy Urszula Przygodzka i jej mąż kupowali wymarzone mieszkanie w Łodzi w 1997 roku, byli przekonani, że złapali Pana Boga za nogi. Może nie był to apartament, ale miejsca wystarczyło dla wszystkich. Rodzina pani Urszuli posiadała spory wkład własny. Resztę miał załatwić kredyt.
Pani Urszula wzięła razem z mężem 38 tysięcy złotych kredytu hipotecznego w Banku PKO BP. Podstawową zaletą kredytu o nazwie"Alicja" były niskie raty. Rodzina miała płacić 300 złotych miesięcznie. Pani Urszula mówi, że o wadach kredytu "zapomnieli" ich w banku poinformować.
- Nie przedstawiono nam harmonogramu spłat. Powiedziano nam, że na początku będziemy płacić odsetki - opowiada pani Urszula.
- Umowa kredytu bankowego była wadliwie skonstruowana. Jest ona sprzeczna z prawem - dodaje Bogdan Kurowski, pełnomocnik pani Urszuli.
W banku PKO BP powiedziano nam, że kredytu "Alicja" udzielono 112 tysiącom kredytobiorców. Kilkanaście lat temu był bardzo popularny na rynku. Jego konstrukcja polegała na odroczeniu spłaty części odsetek w pierwszych latach i dopisywaniu ich do kapitału. Do kłopotów ze spłatami przyczyniała się wysoka inflacja i wolno spadające stopy procentowe.
- Informacja o tym, iż zadłużenie kredytobiorców będzie wzrastać, była przekazywana kredytobiorcom przy udzieleniu kredytu i była wpisana w produkt od samego początku - informuje Mariusz Włodarski z Banku PKO BP.
- Były momenty, kiedy myśmy chcieli więcej płacić, ale w banku przekonywano nas, że nie ma takiej potrzeby. Zapewniano nas, że wkrótce kredyt przestanie rosnąć - opowiada pani Urszula.
- To nieprawdopodobne, w innym kraju to chyba nie byłoby możliwe. Kredyt urósł z 38 tysięcy złotych do 160 tysięcy - mówi Elżbieta Młynarczyk, sąsiadka pani Urszuli.
Nie, to nie pomyłka. Pani Urszula wzięła 38 tysięcy złotych kredytu. Po 13 latach spłaciła 60 tysięcy i to nie koniec. Dzisiaj bank nie potrafi określić, kiedy pani Urszula kredyt spłaci, ale musi jeszcze oddać, uwaga: - 100 tysięcy złotych. Pani Urszula postanowiła walczyć z bankiem przed sądem.
- Ten kredyt można nazwać kredytem niespłacalnym. Jeden z panów, który pracuje w banku sporządził nam harmonogram spłat. Wynika z niego, iż po stu latach spłaty tego kredytu, zadłużenie pani Urszuli wynosiłoby ponad 57 milionów złotych - mówi Bogdan Kurowski, pełnomocnik pani Urszuli.
- W pierwszym okresie udzielenia tych kredytów, czyli do końca 1997 roku żadne przepisy nie zobowiązywały banków do informowania klientów o terminie spłaty całkowitej kredytu - przyznaje Mariusz Włodarski z Banku PKO BP.
Na zlecenie komornika mieszkanie pani Urszuli Przygodzkiej odwiedził ostatnio rzeczoznawca majątkowy, który oszacował wartość mieszkania na 200 tysięcy złotych. Pani Urszula ma nadzieję, że nie zostanie zlicytowana przed zakończeniem procesu sądowego.
- Istnieje możliwość zawarcia ugody, w której bank ograniczy swoje roszenia. Czyli część zadłużenia umorzy. Nie wiem ile umorzy - mówi jeden z pracowników Banku PKO BP.
- Jeżeli w tej instancji przegram, to pójdę wyżej. Jak będzie trzeba, trafię do Strasburga. Nie odpuszczę, bo to jest lichwa, to jest świadomie oszukiwanie klienta - twierdzi pani Urszula.*
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba
epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)
Pani Urszula wzięła razem z mężem 38 tysięcy złotych kredytu hipotecznego w Banku PKO BP. Podstawową zaletą kredytu o nazwie"Alicja" były niskie raty. Rodzina miała płacić 300 złotych miesięcznie. Pani Urszula mówi, że o wadach kredytu "zapomnieli" ich w banku poinformować.
- Nie przedstawiono nam harmonogramu spłat. Powiedziano nam, że na początku będziemy płacić odsetki - opowiada pani Urszula.
- Umowa kredytu bankowego była wadliwie skonstruowana. Jest ona sprzeczna z prawem - dodaje Bogdan Kurowski, pełnomocnik pani Urszuli.
W banku PKO BP powiedziano nam, że kredytu "Alicja" udzielono 112 tysiącom kredytobiorców. Kilkanaście lat temu był bardzo popularny na rynku. Jego konstrukcja polegała na odroczeniu spłaty części odsetek w pierwszych latach i dopisywaniu ich do kapitału. Do kłopotów ze spłatami przyczyniała się wysoka inflacja i wolno spadające stopy procentowe.
- Informacja o tym, iż zadłużenie kredytobiorców będzie wzrastać, była przekazywana kredytobiorcom przy udzieleniu kredytu i była wpisana w produkt od samego początku - informuje Mariusz Włodarski z Banku PKO BP.
- Były momenty, kiedy myśmy chcieli więcej płacić, ale w banku przekonywano nas, że nie ma takiej potrzeby. Zapewniano nas, że wkrótce kredyt przestanie rosnąć - opowiada pani Urszula.
- To nieprawdopodobne, w innym kraju to chyba nie byłoby możliwe. Kredyt urósł z 38 tysięcy złotych do 160 tysięcy - mówi Elżbieta Młynarczyk, sąsiadka pani Urszuli.
Nie, to nie pomyłka. Pani Urszula wzięła 38 tysięcy złotych kredytu. Po 13 latach spłaciła 60 tysięcy i to nie koniec. Dzisiaj bank nie potrafi określić, kiedy pani Urszula kredyt spłaci, ale musi jeszcze oddać, uwaga: - 100 tysięcy złotych. Pani Urszula postanowiła walczyć z bankiem przed sądem.
- Ten kredyt można nazwać kredytem niespłacalnym. Jeden z panów, który pracuje w banku sporządził nam harmonogram spłat. Wynika z niego, iż po stu latach spłaty tego kredytu, zadłużenie pani Urszuli wynosiłoby ponad 57 milionów złotych - mówi Bogdan Kurowski, pełnomocnik pani Urszuli.
- W pierwszym okresie udzielenia tych kredytów, czyli do końca 1997 roku żadne przepisy nie zobowiązywały banków do informowania klientów o terminie spłaty całkowitej kredytu - przyznaje Mariusz Włodarski z Banku PKO BP.
Na zlecenie komornika mieszkanie pani Urszuli Przygodzkiej odwiedził ostatnio rzeczoznawca majątkowy, który oszacował wartość mieszkania na 200 tysięcy złotych. Pani Urszula ma nadzieję, że nie zostanie zlicytowana przed zakończeniem procesu sądowego.
- Istnieje możliwość zawarcia ugody, w której bank ograniczy swoje roszenia. Czyli część zadłużenia umorzy. Nie wiem ile umorzy - mówi jeden z pracowników Banku PKO BP.
- Jeżeli w tej instancji przegram, to pójdę wyżej. Jak będzie trzeba, trafię do Strasburga. Nie odpuszczę, bo to jest lichwa, to jest świadomie oszukiwanie klienta - twierdzi pani Urszula.*
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba
epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)