Walka o staruszkę

Walka o staruszkę

Pani Julia z Bartoszyc na Mazurach została zabrana z zakładu opiekuńczo-leczniczego przez swoich dawnych sąsiadów. Rodzina pani Julii twierdzi, że sąsiedzi chcą wyłudzić od 95-letniej kobiety spadek: mieszkanie i 50 tysięcy złotych odszkodowania za mienie zabużańskie.

- Panią Julią zaopiekowali się sąsiedzi. Zrobili to z racji przyznanego jej odszkodowania zabużańskiego i możliwości podjęcia tej gotówki - twierdzi Dariusz R., kuzyn pani Julii.

Bartoszyce na Mazurach. To tam przez ostatnie 50 lat mieszkała pani Julia. Jej sąsiadami byli państwo K. Po śmierci dwóch synów i męża, kobieta została sama - jej najbliżsi krewni mieszkają w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów Kętrzynie. Jak mówią, dopóki mogli, starali się opiekować staruszką.  

- Noce miałam nieprzespane, bo do cioci musiałam często wstawać. Nigdy cioci niczego nie odmówiłam. Było bardzo ciężko. Ciocia nie mogła stać i trzeba jej było pampersy zmieniać. Dwa razy upadła tak, że nie mogłam jej podnieść - opowiada Jadwiga L., siostrzenica pani Julii.

- Rodzina dobrze opiekowała się panią Julią. Ona nie miała źle. Ja też do pani Julii chodziłam i jej pomagałam - mówi byłą sąsiadka pani Julii.

W końcu krewni znaleźli starszej kobiecie miejsce w zakładzie opiekuńczo-leczniczym w Reszlu. Pani Julia miała tam zapewnioną stałą, całodobową opiekę. Na początku roku, po trzech miesiącach pobytu w ośrodku, zabrali ją do domu państwo K.

- Najprawdopodobniej impulsem do działania był list z informacją o przyznaniu Julii odszkodowania zabużańskiego. Najprawdopodobniej chodziło im o pieniądze - twierdzi Dariusz R., krewny pani Julii.

Jak się okazało, Ministerstwo Skarbu przyznało pani Julii odszkodowanie za gospodarstwo pozostawione w okolicach Wilna - miała otrzymać 50 tysięcy złotych. Jej bliscy twierdzą, że właśnie te pieniądze oraz mieszkanie miały być powodem zabrania staruszki przez państwo K.

- Pani Julia została zabrana na własną prośbę, wypisana na własne życzenie - informuje Elżbieta Leszczyńska, dyrektor zakład opiekuńczo - leczniczego w Reszlu.

Jak twierdzą najbliżsi pani Julii sąsiedzi, którzy zabrali do siebie starszą panią - nie pozwalali im spotykać się z krewną. Doszło nawet do tego, że aby odwiedzić panią Julię rodzina musiała wzywać policję.

- Mieliśmy szansę zobaczyć panią Julię dopiero po uprzednim zawiadomieniu policji, bo nie byliśmy dopuszczani do niej przez sąsiadów - mówi Dariusz R., krewny pani Julii.

- Mówili, że Julia nie chce nas w ogóle widzieć. Ale przy policjancie Julia powiedziała, że chce nas widzieć, że nie ma żadnego problemu w tym żebyśmy ją odwiedzali. Niemniej jednak przy następnej wizycie też musieliśmy wzywać policję - mówi Dariusz R., krewny pani Julii.

Chcieliśmy porozmawiać z państwem K. Zapytać się o ich wersję zdarzeń. Niestety, nie chcieli rozmawiać.

Pani Julia zmarła dwa tygodnie po tym jak sąsiedzi - państwo K. zabrali ją z zakładu opiekuńczego. Rodzina do dziś nie wie, czy starsza kobieta przepisała na nią, czy na sąsiadów cały swój majątek. Czyli: mieszkanie sąsiadujące z mieszkaniem państwa K. i odszkodowanie za mienie zabużańskie. *

* skrót materiału

Reporter: Leszek Tekielski

ltekiekski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)