Złodziej złapany - ofiara płaci dalej

Złodziej złapany - ofiara płaci dalej

- To był koszmar. Przyszedł komornik i powiedział, że wszystko zabiera - opowiada Andrzej Szczepaniak, któremu 11 lat temu skradziono dowód osobisty. Mimo że mężczyzna natychmiast zgłosił to policji, latami otrzymywał wezwania do zapłaty kredytów, które na jego nazwisko zaciągnął przestępca. Złodzieja złapano w 2008 roku. Jak to możliwe, że dwa lata później do drzwi pana Andrzeja zapukał komornik?

W 1999 roku pan Andrzej wracał do domu, do Gdańska kolejką miejską. U celu podróży zorientował się, że ktoś żyletką rozciął mu kieszeń kurtki i zabrał wszystko: dowód osobisty, prawo jazdy, firmową pieczątkę. Zgłosił to policji i otrzymał zaświadczenie o kradzieży dokumentów. Jednak niedługo po tym rozpoczęły się prawdziwe problemy.  

- Złodziej używał dowodu osobistego w różnych celach przestępczych, ich konsekwencje prawne pan Andrzej ponosi do dzisiaj - mówi Krzysztof Szerkus, pełnomocnik Rzecznika Praw Obywatelskich w Gdańsku.

- Było to na przykład kupno firmy z długami w Warszawie, drugiej firmy w Szamotułach, wynajęcie pomieszczeń na biura i niepłacenie za wynajem, zakup mebli skórzanych za 25 tysięcy złotych - opowiada żona pana Andrzeja.

W wyniku działania przestępców pan Andrzej zaczął być częstym bywalcem sądów w całym kraju. W jego skrzynce na listy co chwilę pojawiały się kolejne wezwania do spłaty długów.

Za każdym razem kolejne sądy uznawały, że pan Andrzej nie jest osobą, która zaciągała długi, na jego korzyść działał też fakt zgłoszenia kradzieży. Przełom w sprawie nastąpił przed dwoma laty, gdy zatrzymano mężczyznę, który posługiwał się skradzionymi dokumentami pana Andrzeja.

- Prokuratura Rejonowa w Gdyni prowadziła postępowanie przeciwko Wiesławowi G., który, posługując się dokumentami innej osoby, próbował wyłudzić różne towary z odroczonym terminem płatności - informuje Marzanna Majstrowicz z Prokuratury Rejonowej w Gdyni.

- Najgorsze, że tego co pode mnie się podszywał, złapali w 2008 roku, a w 2010 komornika na mnie nasłano - denerwuje się pan Andrzej.

W krajowym rejestrze sądowym pana Andrzeja wpisano najpierw jako członka zarządu pewnej warszawskiej firmy a potem jako jej prezesa. Po pewnym czasie musiał stawić się w sądzie pracy, bo pracownikom firmy nie opłacano ZUS-u, do tego doszły także sprawy związane z zadłużeniem firmy.

Sąd Okręgowy w Warszawie nie uznał pana Andrzeja winnym zadłużenia i upadłości firmy, którą kupił przestępca. Dlaczego więc kosztami sądowymi zakończonej już sprawy obciążył pana Andrzeja?

- Ponieważ ta spółka nie ma żadnego majątku, postępowanie egzekucyjne zostało skierowane do jedynego członka zarządu, czyli do tego pana. Z zapisów w Krajowym Rejestrze Sądowym wynika, że ten pan nadal figuruje, jako jedyny członek zarządu tej spółki - mówi Wojciech Małek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.

- To jest niewiarygodne. Gdyby mi ktoś powiedział, że przez tyle lat nie będzie można tych spraw wyprostować, to pewnie bym nie uwierzyła - podsumowuje żona pana Andrzeja.*

* skrót materiału

Reporter: Leszek Tekielski

ltekielski@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)