Zmarł uwięziony w przychodni

Zmarł uwięziony w przychodni

Chory na Alzheimera mężczyzna zmarł z wyziębienia w tarnobrzeskiej przychodni! Tadeusz Gaj miał 86 lat. 29 października, tuż przed świętami Wszystkich Świętych, wymknął się ze swojego mieszkania i poszedł do przychodni. Dostał się na opuszczone już przed długim weekendem drugie piętro, z którego nie potrafił się wydostać. Mężczyzna zmarł z wyziębienia, bo w budynku wyłączono ogrzewanie.

- On chciał się stamtąd wydostać, ale nie mógł. Umarł na podłodze, w samotności, w ciemności, bez bliskich, to mnie najbardziej bolało - opowiada Barbara Świątek, córka zmarłego pana Tadeusza.

Tadeusz Gaj był osobą znaną w Tarnobrzegu. Na emeryturę przechodził jako dyrektor miejscowego technikum rolniczego. Kiedyś szefował też związkowi AK w tym mieście. Kilka lat temu usłyszał diagnozę, która brzmiała jak wyrok - choroba Alzheimera.  

Dramat rozpoczyna się tuż przed świętem Wszystkich Świętych. W piątek, 29 października. Pan Tadeusz nagle wychodzi z domu i przepada bez wieści.

- Zadzwonił jego opiekun i powiedział, że tato wymknął się z domu. Zadzwoniłam do córki, brata i z mężem zaczęliśmy w trzy samochody poszukiwania ojca po Tarnobrzegu - opowiada pani Barbara.

Pana Tadeusza znaleziono po trzech dniach martwego na drugim piętrze w korytarzu przychodni, którą widział z okien swojego mieszkania. Mężczyzna został tam zamknięty na cały długi weekend.

- Mężczyzna musiał zostać niezauważony przez personel sprzątający przychodnię - informuje Artur Kozioł z Prokuratury Rejonowej w Tarnobrzegu.

- Prokurator mi powiedział, że ojciec zmarł z wyziębienia. Od kierownika tej przychodni dowiedzieliśmy się, że o godzinie 20. przyszedł pan, który wyłączył centralne ogrzewanie. Był długi weekend i w ramach oszczędności - opowiada pani Barbara.

Dlaczego nikt z pracowników przychodni nie zauważył chorego człowieka?

Drugie piętro przychodni zajmuje samodzielna przychodnia stomatologiczna. W piątek skończyła pracę po godzinie 13. Po 16., jako ostatnie wychodziły sprzątaczki, które zamknęły drzwi na klatkę schodową. Na puste drugie piętro można się było dostać wyłącznie windą.

- Nikt nam nie mówił, że winda powinna być zabezpieczona. Dopiero po wypadku administrator zasugerował, żeby nikt tu nie wchodził - mówi Wiesława Jasińska, jedna z pracownic przychodni stomatologicznej.

- To jest sprawa tamtego zakładu, oni odpowiadają za to, co się dzieje na ich terenie. Ja odpowiadam za to, co się dzieje na moim terenie - mówi Stanisław Augustynowicz, kierownik Przychodni Specjalistycznej w Tarnobrzegu, administrator budynku.

Czy w przychodni przestrzegano zasad bezpieczeństwa? To bada tarnobrzeska prokuratura.

- Poruszamy kwestie zabezpieczenia tego rodzaju miejsc publicznych. To, że dotychczas takie zdarzenie nie miało miejsca, nie może usprawiedliwić faktu, że winda nie została należycie zabezpieczona - mówi Artur Kozioł z Prokuratury Rejonowej w Tarnobrzegu.*

* skrót materiału

Reporterka: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)