Absurdalna decyzja komornika

Absurdalna decyzja komornika

Przez 225 zł długu straciła samochód. Pani Marianna miała ponieść koszty procesu sądowego. Kiedy wezwano ją do kancelarii komorniczej, zaproponowała, by pieniądze ściągnąć z wynagrodzenia o pracę. Komornik zajął jej jednak samochód z żywnością. Po dwóch miesiącach pani Marianna otrzymała go z powrotem. Był zdewastowany. Komornik za swoją absurdalną decyzję nie poniósł żadnych konsekwencji.

Marianna Maciejewska z Bydgoszczy w 2001 roku rozwiodła się z mężem. Sąd nakazał jej zwrócić byłemu mężowi koszty, jakie poniósł w związku z procesem. Było to 225 złotych.

- Dostałam wezwanie do kancelarii komornika. Pytał czy ureguluję dług na miejscu. Zaproponowałam, by potrącić mi ten dług z wynagrodzenia o pracę. Przedstawiłam zaświadczenia o zarobkach, ale to go nie interesowało - opowiada pani Marianna.  

Komornik zażądał wydania samochodu - fiata Uno wartego 14 tys. zł. Pani Marianna nie zgodziła się na to. Odmówiła też wydania dowodu rejestracyjnego i kluczyków. Nie podpisała protokołu zajęcia pojazdu.

- Wyszłam z kancelarii. W miejscu, gdzie zaparkowałam, samochodu już nie było, odjechał w nieznane - mówi pani Marianna.

Komornik zajął konto pani Marianny. Samochód nie był mu już potrzebny. Po dwóch miesiącach wezwano więc kobietę do odbioru fiata. Kiedy pojawiła się pod wskazanym adresem, okazało się, że pojazd jest zdewastowany.

- To był czerwiec. Było gorąco, a w samochodzie, który mi zajęto znajdowały się m. in. truskawki, szynka, ser i kapusta. Do tego samochodu dostały się myszy. Gdy go otworzyłam, pełno było ślimaków i much. Po prostu w środku zrobiło się szambo. Wcześniej informowałam prezesa sądu, że znajduje się tam żywność. Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi - opowiada pani Marianna.

Pani Marianna rozpoczęła sądową walkę z komornikiem. Wielokrotnie składała skargi na jego działanie. Wytoczyła też proces cywilny o odszkodowanie za zniszczony samochód. Jednak sąd nie znalazł podstaw, aby ukarać kancelarię Jarosława K.

Okazuje się że działalność komornika Jarosława K. od dawna jest przedmiotem zainteresowania lokalnych mediów.

- Piszę o tej kancelarii od 10 lat. To są różne sprawy. Zbyt pośpieszne egzekucje, bez klauzuli wykonalności, kiedy ludzie jeszcze się odwoływali. Nawet wygrywali sprawy, ale okazywało się, że to mienie, które nie powinno być sprzedane, było już zlicytowane - mówi Grażyna Ostropolska z Ekspressu Bydgoskiego.

Pani Marianna nie poddaje się, mimo że wyczerpała drogę prawną.

- Będę dalej próbowała, może w Strasburg. Zawiadomiłam prezydenta Rzeczypospolitej, ministra sprawiedliwości, żeby wiedzieli o dziejących się cudach w sądownictwie polskim - mówi pani Marianna. *

* skrót materiału

Reporter: Sylwia Sierpińska ssierpinska @polsat.com.pl(Telewizja Polsat)