Bułgar porwał dziecko Polki
Krzyk, płacz, bicie, szarpanie - tak w zeszłym tygodniu wyglądała akcja przekazywania dzieci Barbarze Barnaś-Vasilev. Polka pojechała do Bułgarii odzyskać dwójkę dzieci. Wcześniej wygrała sprawy sądowe w Polsce i Bułgarii. Mimo to ojciec nie chciał ich oddać. Doszło do bijatyki. Pani Barbara uwolniła córkę. Syn dalej przetrzymywany jest przez ojca.
- To nie była egzekucja, to była rzeź. Tam nie liczyła się krew ani ból. On zachowywał się jak zwierzę. Rzucił się na nas, gdy uciekaliśmy do samochodu. Policjanci wykręcili mu ręce, to mnie ugryzł - wspomina pani Barbara.
Dziewięć lat temu pani Barbara wyszła za mąż za Bułgara - Todora Vasileva. Od początku mieszkali w Polsce. Tu urodziły się dzieci Nikola i Paweł, które mają podwójne obywatelstwa. Todor Vasilev pracował jako ochroniarz w ambasadzie bułgarskiej. Problemy zaczęły się, kiedy w 2008 roku pani Barbara wyjechała do pracy w Hiszpanii.
- Zaczęły się dziwne telefony, dziwne oskarżenia i pretensje. Kiedy usłyszałam, że moje dziecko jest bite przez babkę nie wytrzymałam i stwierdziłam, że muszę wracać - opowiada pani Barbara.
Kiedy kobieta wróciła do Polski zastała puste mieszkanie. Szybko okazało się, że Todor Vasilev wywiózł dzieci do Bułgarii. Dla pani Barbary zaczął się prawdziwy koszmar. Mąż zabronił jej jakichkolwiek kontaktów z synem i córką.
Zrozpaczona kobieta złożyła w sądzie w Warszawie wniosek o ustalenie miejsca pobytu dzieci. Decyzja wymiaru sprawiedliwości była jednoznaczna - dzieci mają być z matką. Dalsze postępowanie, zgodnie z Konwencją haską, toczyło się przed sądem w Bułgarii.
- Stwierdzono, że nie ma żadnych podstaw, żeby dzieci były dalej przetrzymywane przez ojca - mówi Beata Walkowska, adwokat pani Barbary.
Od lutego pani Barbara czekała na wykonanie wyroku sądu, ale jej mąż nie chciał dobrowolnie oddać dzieci. Kiedy wreszcie 25 maja Polka w asyście policji, służb dyplomatycznych i bułgarskich służb socjalnych chciała odebrać 9-letnią Nikolę i 6-letniego Pawła, doszło do przepychanki.
- Tam byli i cyganie, i dzieci, i starcy. Na hasło, że my zabieramy dzieci, tłum ruszył na nas. Paweł został porwany - opowiada pani Barbara.
Sprawa stała się międzynarodowym skandalem. Syna pani Barbary uznano za zaginionego, a za Todorem Vasilevem wystawiono list gończy. Jednak to on czuje się ofiarą całej sytuacji.
- To, co zrobiła matka było grubym naruszeniem praw dzieci i praw człowieka - stwierdził Todor Vasilev.
Pani Barbara jest już z córką w Polsce. To jednak nie koniec jej koszmaru, bo nadal nie wie, co się dzieje z jej synem.
- Służby bułgarskie podejmują działania. Mam nadzieję, że nie będzie konieczne użycie siły - mówi Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka.
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
Dziewięć lat temu pani Barbara wyszła za mąż za Bułgara - Todora Vasileva. Od początku mieszkali w Polsce. Tu urodziły się dzieci Nikola i Paweł, które mają podwójne obywatelstwa. Todor Vasilev pracował jako ochroniarz w ambasadzie bułgarskiej. Problemy zaczęły się, kiedy w 2008 roku pani Barbara wyjechała do pracy w Hiszpanii.
- Zaczęły się dziwne telefony, dziwne oskarżenia i pretensje. Kiedy usłyszałam, że moje dziecko jest bite przez babkę nie wytrzymałam i stwierdziłam, że muszę wracać - opowiada pani Barbara.
Kiedy kobieta wróciła do Polski zastała puste mieszkanie. Szybko okazało się, że Todor Vasilev wywiózł dzieci do Bułgarii. Dla pani Barbary zaczął się prawdziwy koszmar. Mąż zabronił jej jakichkolwiek kontaktów z synem i córką.
Zrozpaczona kobieta złożyła w sądzie w Warszawie wniosek o ustalenie miejsca pobytu dzieci. Decyzja wymiaru sprawiedliwości była jednoznaczna - dzieci mają być z matką. Dalsze postępowanie, zgodnie z Konwencją haską, toczyło się przed sądem w Bułgarii.
- Stwierdzono, że nie ma żadnych podstaw, żeby dzieci były dalej przetrzymywane przez ojca - mówi Beata Walkowska, adwokat pani Barbary.
Od lutego pani Barbara czekała na wykonanie wyroku sądu, ale jej mąż nie chciał dobrowolnie oddać dzieci. Kiedy wreszcie 25 maja Polka w asyście policji, służb dyplomatycznych i bułgarskich służb socjalnych chciała odebrać 9-letnią Nikolę i 6-letniego Pawła, doszło do przepychanki.
- Tam byli i cyganie, i dzieci, i starcy. Na hasło, że my zabieramy dzieci, tłum ruszył na nas. Paweł został porwany - opowiada pani Barbara.
Sprawa stała się międzynarodowym skandalem. Syna pani Barbary uznano za zaginionego, a za Todorem Vasilevem wystawiono list gończy. Jednak to on czuje się ofiarą całej sytuacji.
- To, co zrobiła matka było grubym naruszeniem praw dzieci i praw człowieka - stwierdził Todor Vasilev.
Pani Barbara jest już z córką w Polsce. To jednak nie koniec jej koszmaru, bo nadal nie wie, co się dzieje z jej synem.
- Służby bułgarskie podejmują działania. Mam nadzieję, że nie będzie konieczne użycie siły - mówi Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka.
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)