Jak policja łapie bandytę?
Zastanawiające śledztwo policji. Przed jednym z warszawskich pubów śmiertelnie pobito Anglika. Naoczny świadek podał rysopis napastnika, a policja zapewniła żonę ofiary, że wie, kto nim jest. Po dwóch miesiącach dochodzenia bandyta nadal jest na wolności. Co więcej, nadal przychodzi do pubu, pod którym zginął Anglik. Jak to możliwe?
Paul i Michele przyjechali do Polski prawie rok temu. Opuszczając rodzinną Anglię sądzili, że czeka ich tutaj szczęśliwe życie. Plan był prosty - założyć własny interes. Ale trzy miesiące temu dla Paula i Michele skończyło się wszystko.
- Dostałam telefon. około godziny 11. w nocy. Przyjaciel powiedział, że Paul jest w karetce. Został napadnięty - opowiada Michele Smith.
Był 26 grudnia - drugi dzień świąt. Wieczorem Paul postanowił pójść z kolegą do pubu. Chciał wypić kilka drinków i wrócić do domu. Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej.
- Paul rozmawiał z pewnym mężczyzną. Powiedział, że poznaje go z meczów Legii Warszawa, że jest jakimś ochroniarzem, czy coś takiego. Miał na imię Artur - mówi świadek zdarzenia.
- Mój mąż i jego kolega wyszli, mąż próbował złapać taksówkę, żeby wrócić do domu. Nagle ten mężczyzna wybiegł na ulicę, zaczął go bić i kopać - opowiada Michele Smith, żona zabitego Anglika.
- Ten facet zaczął bić Paula po głowie. Był bardzo brutalny. Krzyczałem, żeby przestał. Wtedy uderzył też mnie. Paul leżał nieprzytomny, ale on bił go nadal. Kopał go po głowie i klatce piersiowej. Chwilę później uciekł - dodaje świadek zdarzenia. Pół godziny później, nieprzytomny Paul był już w szpitalu. Lekarze nie zdążyli jednak zrobić mu nawet wszystkich niezbędnych badań. Pięć minut przed północą zmarł. Sprawą zajęła się policja i prokuratura.
- Powiedzieli mi, że są niemal pewni, że wiedzą kim jest ten człowiek, i że do sprawy przydzielili aż pięciu policjantów - wspomina Michele Smith, żona zabitego Anglika. O śmierci Paula jego żonę powiadomiono dopiero po kilkunastu godzinach. W tym czasie ciało Anglika zostało przewiezione na sekcję. Nie udało się jednak ustalić przyczyny zgonu. A to dopiero początek niejasności.
- Lekarz powiedział, że śmierć nastąpiła z powodu braku wydolności oddechowej i krążeniowej spowodowanej obrażeniami głowy - mówi Anna, synowa Michele Smith. - W szpitalu powiedzieli, że miał liczne obrażenia głowy i złamany nos. Z kolei prokurator stwierdził, że był przy sekcji zwłok, jego nos nie był złamany, a wszystkie obrażenia były minimalne i nie wiedzą, dlaczego zmarł - dodaje Michel Smith.
Podczas rozmowy z rodziną Paula policjanci stwierdzili, że wiedzą, kim jest człowiek, który go pobił. Do dziś nie udało się go odnaleźć. Nie sporządzono też żadnego portretu pamięciowego. Mimo istnienia naocznego świadka.
- Policjanci mówili, że rozmawiali z tym gościem, ale nigdy do mnie nie zadzwonili, żebym obejrzał jakiekolwiek zdjęcia lub wskazał go - mówi świadek zdarzenia.
- Jeżeli tak się stało, to będziemy to wyjaśniali. Niestety nie mam akt sprawy - informuje Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.
- W toku postępowania przeprowadzono liczne dowody, ale nie pozwoliły one na ustalenie tejże osoby - twierdzi Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Nam udało się ustalić w 20 minut, że prawdopodobny napastnik, Artur, wcale nie ukrywa się przed policją. Co więcej, wciąż przychodzi do pubu, przed którym pobił Anglika.
- On się po prostu czasem pojawia i znika. Jest duży i łysy, ale nie zachowuje się agresywnie. Ja widziałem go trzy razy. To śmieszne, że policja nie może go znaleźć. Może nawet nie wie, że go szukają - mówi pracownik pubu.*
* skrót materiału Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Dostałam telefon. około godziny 11. w nocy. Przyjaciel powiedział, że Paul jest w karetce. Został napadnięty - opowiada Michele Smith.
Był 26 grudnia - drugi dzień świąt. Wieczorem Paul postanowił pójść z kolegą do pubu. Chciał wypić kilka drinków i wrócić do domu. Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej.
- Paul rozmawiał z pewnym mężczyzną. Powiedział, że poznaje go z meczów Legii Warszawa, że jest jakimś ochroniarzem, czy coś takiego. Miał na imię Artur - mówi świadek zdarzenia.
- Mój mąż i jego kolega wyszli, mąż próbował złapać taksówkę, żeby wrócić do domu. Nagle ten mężczyzna wybiegł na ulicę, zaczął go bić i kopać - opowiada Michele Smith, żona zabitego Anglika.
- Ten facet zaczął bić Paula po głowie. Był bardzo brutalny. Krzyczałem, żeby przestał. Wtedy uderzył też mnie. Paul leżał nieprzytomny, ale on bił go nadal. Kopał go po głowie i klatce piersiowej. Chwilę później uciekł - dodaje świadek zdarzenia. Pół godziny później, nieprzytomny Paul był już w szpitalu. Lekarze nie zdążyli jednak zrobić mu nawet wszystkich niezbędnych badań. Pięć minut przed północą zmarł. Sprawą zajęła się policja i prokuratura.
- Powiedzieli mi, że są niemal pewni, że wiedzą kim jest ten człowiek, i że do sprawy przydzielili aż pięciu policjantów - wspomina Michele Smith, żona zabitego Anglika. O śmierci Paula jego żonę powiadomiono dopiero po kilkunastu godzinach. W tym czasie ciało Anglika zostało przewiezione na sekcję. Nie udało się jednak ustalić przyczyny zgonu. A to dopiero początek niejasności.
- Lekarz powiedział, że śmierć nastąpiła z powodu braku wydolności oddechowej i krążeniowej spowodowanej obrażeniami głowy - mówi Anna, synowa Michele Smith. - W szpitalu powiedzieli, że miał liczne obrażenia głowy i złamany nos. Z kolei prokurator stwierdził, że był przy sekcji zwłok, jego nos nie był złamany, a wszystkie obrażenia były minimalne i nie wiedzą, dlaczego zmarł - dodaje Michel Smith.
Podczas rozmowy z rodziną Paula policjanci stwierdzili, że wiedzą, kim jest człowiek, który go pobił. Do dziś nie udało się go odnaleźć. Nie sporządzono też żadnego portretu pamięciowego. Mimo istnienia naocznego świadka.
- Policjanci mówili, że rozmawiali z tym gościem, ale nigdy do mnie nie zadzwonili, żebym obejrzał jakiekolwiek zdjęcia lub wskazał go - mówi świadek zdarzenia.
- Jeżeli tak się stało, to będziemy to wyjaśniali. Niestety nie mam akt sprawy - informuje Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji.
- W toku postępowania przeprowadzono liczne dowody, ale nie pozwoliły one na ustalenie tejże osoby - twierdzi Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Nam udało się ustalić w 20 minut, że prawdopodobny napastnik, Artur, wcale nie ukrywa się przed policją. Co więcej, wciąż przychodzi do pubu, przed którym pobił Anglika.
- On się po prostu czasem pojawia i znika. Jest duży i łysy, ale nie zachowuje się agresywnie. Ja widziałem go trzy razy. To śmieszne, że policja nie może go znaleźć. Może nawet nie wie, że go szukają - mówi pracownik pubu.*
* skrót materiału Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)