Strach na warszawskiej Ochocie

Strach na warszawskiej Ochocie

Groźny pies sieje strach na jednym z osiedli w Warszawie. To Dog argentyński, mieszanka kilku innych groźnych ras. Zwierzę biega bez smyczy i kagańca. Ostatnio zaatakowało innego psa, który ledwo uszedł z życiem. Założono mu ponad 20 szwów. Okoliczni mieszkańcy boją się, że wkrótce ofiarą może być człowiek.

Pan Andrzej Furjan niedowidzi. Kilkanaście dni temu, jak zwykle wyszedł ze swoim psem "Kokosem", rasy shar pei na spacer do pobliskiego parku na warszawskiej Ochocie. Tego dnia jednak długo nie zapomni. Niewiele brakowało, żeby spacer zakończył się tragedią.

- Szedłem z psem na smyczy. W pewnym momencie wskoczył na nas biały wielki Dog argentyński. Po chwili udało nam się uciec. Dobrze, że weterynarz był blisko, bo mogło to zakończyć się gorzej - opowiada Andrzej Furjan, właściciel pogryzionego psa.  

Dog argentyński był bez kagańca i bez smyczy. Mniejszy pies "Kokos" od razu trafił na salę zabiegową. Weterynarz założył mu ponad 20 szwów. Pies ledwo uszedł z życiem.

Okazuje się, że niebezpieczny pies jest bardzo dobrze znany okolicznym mieszkańcom, podobnie jak jego właściciele. Bynajmniej nie jest to dobra sława. Psem zajmują się dwaj bracia. Wtedy, gdy rzucił się na "Kokosa", był pod opieką młodszego. Nam udało się porozmawiać ze starszym właścicielem doga.

- To jest duży pies, dlatego ludzie się go boją, ale on nie jest agresywny - przekonywał właściciel Doga argentyńskiego.

- Natknęłam się na tego młodego dżentelmena, który był ze swoim psem. Zwierze było bez kagańca i smyczy. Właściciel ewidentnie straszył mnie tym psem. Po krótkiej rozmowie spiesznie się oddaliłam - mówi Dominika Olszewska, dziennikarka Gazety Stołecznej.

Dog argentyński to krzyżówka groźnych ras: mastiffa, bulteriera, boksera i Buldoga angielskiego. Ich hodowla jest zabroniona w Wielkiej Brytanii. Czy rzeczywiście można się psa obawiać? W rękach nieodpowiedzialnych właścicieli psy stanowią największe zagrożenie

- Dog argentyński to rasa, która zalicza się do grupy psów bojowych. Jest to nazwa bardziej historyczna niż aktualna. Wiadomo, że psów nie używa się do walk, ale to opowiada coś o ich charakterze - opowiada Andrzej Stępiński ze Związku Kynologicznego w Polsce.

Pan Andrzej na miejsce wezwał policję. Poprosił strażników, żeby zajęli się właścicielem niebezpiecznego psa, który do tej pory był bezkarny. Upór pana Andrzeja poskutkował. Pies od kilku dni chodzi w kagańcu i na smyczy.

- Chciałbym żeby patrole policyjne nie udawały, że nie widzą problemu. Nigdy nie można przewidzieć reakcji psa w 100 procentach. Dzisiaj mój pies został pogryziony a jutro może być pogryziony ktoś kto idzie z psem - ostrzega Andrzej Furjan, właściciel pogryzionego psa. *

* skrót materiału

Reporter: Anna Jurek Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)